Arcysztuka erekcjato
: 2012-07-30, 03:29
Dzień tej sztuki nie doczekał
Noc nią zwykle się zachwyca.
On już dłużej nie pozwlekał
Ona taka wszak kobieca!
Noc-widownia w samą porę
W swojej loży się rozsiada.
Ona, choć zaczyna goreć
To styl elit wciąż posiada.
Ról swych najlepsi aktorzy
Gry ogarnia ich potrzeba
Zanim finał jej nie zmorzy
Nim on wzniesie się do nieba.
Jej nie myśli zadrgać brewka
Gdy scenariusz ma odtwarzać.
On też pewien w swoich gestach
Nic go w sztuce nie przeraża.
Także trwa już przedstawienie:
Pani wraca z pracy swojej
Ogarnięta przez znużenie
Chce poduszką się ukoić.
Przed lamp światłem z ulic zbiega
Bo jej pali senne oczy.
Hypnosowi już ulega
Trochę szybciej zatem kroczy.
Gdy zachodzi w azyl ciemny
Będąc w łóżku jedną nogą
Słyszy jakiś krok niepewny
Który przerwał ciszę błogą.
Sylwetka się ukazała
Widok ten w szał wprawia serce.
Jego zapach z nóg ją zwala
Wyrazisty, męski wielce.
Ledwo w ryzach trzyma ciało.
Oddech ciężki, przemęczony
Postuluje aby śmiało
Zacząć to, co przeznaczone.
Grzech zaznacza wpływy swoje
I kieruje ślepo nimi
Instynktownie brną oboje
Jakby jedną duszą byli.
Noc funduje im tę ulgę
W jedną nici losu splotła
By zdecydowali nagle
Diabłu dusze swoje oddać.
Drobna dłoń dżins lekko gładzi
Żąda uchwycić narzędzie
Gdy palcem o nie zawadzi
Zapięcia się wnet pozbędzie.
Rozchyliwszy bramy grzechu
Chwyta same jego źródło
I wyciąga bez pośpiechu
Jednak nie jest jej z tym trudno.
Drugą dłonią również łapie
Delikatnie wzdłuż nią sunie
Odruchowo palcem drapie
By wnet sprzęt do góry unieść.
Mocno go oburącz ściska
Czuje siłę pod palcami
Akcja końca jest już bliska
On w oczekiwaniu zamilkł.
Kciukiem pobudza tak wprawnie
By po pewnym pociągnięciu
Móc zakończyć całą sprawę
Jednym drobnym palców spięciem.
Mierzy wprost w rozwarte usta
I nie mruży wcale oczu.
Narzędzie z napięcia puszcza
Aby w dłoni jej podskoczyć.
Wieść się na świat ponieść musi
Więc znów ciszę dźwięk przerywa
I donośnie o tym mówi
Że katharsis ktoś przeżywa.
Życia gęsta woda cieknie
Na jej śliczną twarz wytryska
Oblepia policzki ciepłem
Ciało jej zalewa wszystka.
Choć emocje nie opadły
Skończyła się wielka chwila.
Ręce jej zadrżały nagle
Już niczego w nich nie trzyma...
Bo pistolet wypuściła.
Noc nią zwykle się zachwyca.
On już dłużej nie pozwlekał
Ona taka wszak kobieca!
Noc-widownia w samą porę
W swojej loży się rozsiada.
Ona, choć zaczyna goreć
To styl elit wciąż posiada.
Ról swych najlepsi aktorzy
Gry ogarnia ich potrzeba
Zanim finał jej nie zmorzy
Nim on wzniesie się do nieba.
Jej nie myśli zadrgać brewka
Gdy scenariusz ma odtwarzać.
On też pewien w swoich gestach
Nic go w sztuce nie przeraża.
Także trwa już przedstawienie:
Pani wraca z pracy swojej
Ogarnięta przez znużenie
Chce poduszką się ukoić.
Przed lamp światłem z ulic zbiega
Bo jej pali senne oczy.
Hypnosowi już ulega
Trochę szybciej zatem kroczy.
Gdy zachodzi w azyl ciemny
Będąc w łóżku jedną nogą
Słyszy jakiś krok niepewny
Który przerwał ciszę błogą.
Sylwetka się ukazała
Widok ten w szał wprawia serce.
Jego zapach z nóg ją zwala
Wyrazisty, męski wielce.
Ledwo w ryzach trzyma ciało.
Oddech ciężki, przemęczony
Postuluje aby śmiało
Zacząć to, co przeznaczone.
Grzech zaznacza wpływy swoje
I kieruje ślepo nimi
Instynktownie brną oboje
Jakby jedną duszą byli.
Noc funduje im tę ulgę
W jedną nici losu splotła
By zdecydowali nagle
Diabłu dusze swoje oddać.
Drobna dłoń dżins lekko gładzi
Żąda uchwycić narzędzie
Gdy palcem o nie zawadzi
Zapięcia się wnet pozbędzie.
Rozchyliwszy bramy grzechu
Chwyta same jego źródło
I wyciąga bez pośpiechu
Jednak nie jest jej z tym trudno.
Drugą dłonią również łapie
Delikatnie wzdłuż nią sunie
Odruchowo palcem drapie
By wnet sprzęt do góry unieść.
Mocno go oburącz ściska
Czuje siłę pod palcami
Akcja końca jest już bliska
On w oczekiwaniu zamilkł.
Kciukiem pobudza tak wprawnie
By po pewnym pociągnięciu
Móc zakończyć całą sprawę
Jednym drobnym palców spięciem.
Mierzy wprost w rozwarte usta
I nie mruży wcale oczu.
Narzędzie z napięcia puszcza
Aby w dłoni jej podskoczyć.
Wieść się na świat ponieść musi
Więc znów ciszę dźwięk przerywa
I donośnie o tym mówi
Że katharsis ktoś przeżywa.
Życia gęsta woda cieknie
Na jej śliczną twarz wytryska
Oblepia policzki ciepłem
Ciało jej zalewa wszystka.
Choć emocje nie opadły
Skończyła się wielka chwila.
Ręce jej zadrżały nagle
Już niczego w nich nie trzyma...
Bo pistolet wypuściła.