Dla wygody erekcjato
: 2025-08-05, 11:03
Wśród głośnych miast, zgiełku tłumów wszechobecnych,
Zabiegany w codzienności labiryntach,
Zapominam, jak piękno dnia brzmi odwiecznie,
Gdy zasłaniam je dymem i kurzem.
Budując drogi na polach pełnych życia,
Ścinam drzewa, co szeptały pieśni lasu.
Pod mym butem z betonu przyrody umiera nuta,
Gdy serce bije wciąż szybciej w stalowym rytmie zagłady.
Hałasami w głowie zagłuszam odgłosy natury,
Ekran palący w dłoniach zamiast ciepła dłoni.
Radość chwilowa, lecz pustka przejmująca,
Nie widzę, jak światło duszy mej ciągle blednie.
Gdzie rozkażę, szalone błyszczą światła nocy,
Lecz gasną one w obliczu serc zamkniętych.
Już nie czuję, że gnając w pogoni bez końca,
To ja sam codziennie spalam się na popiół.
Erekcyjnie pożądam setek dłoni klaszczących,
Lecz ramiona moje puste są od wsparcia.
Ciągle chcąc mieć więcej, gnam ślepnąc od świateł,
Odwieczne prawdy morduję za Bitciony świata.
Rządze moje stają się codziennym wyzwaniem,
Łatwość życia mąci duszę bardziej niż najtwardsze boje.
A gdy przyjdzie czas, by spojrzeć w lustro prawdy,
Nie dojrzę tam twarzy, którą znałem z dzieciństwa.
Mógłbym wrócić do mądrości, co tli się wciąż w sercu,
Przytulić ziemię, co mi od zawsze wierną matką była.
Lecz niszczę siebie w namiętnej pogoni za niczym,
Ślepy na piękno świata i spełnienie skryte w odpuszczeniu.
Współczesny barbarzyńca.
Zabiegany w codzienności labiryntach,
Zapominam, jak piękno dnia brzmi odwiecznie,
Gdy zasłaniam je dymem i kurzem.
Budując drogi na polach pełnych życia,
Ścinam drzewa, co szeptały pieśni lasu.
Pod mym butem z betonu przyrody umiera nuta,
Gdy serce bije wciąż szybciej w stalowym rytmie zagłady.
Hałasami w głowie zagłuszam odgłosy natury,
Ekran palący w dłoniach zamiast ciepła dłoni.
Radość chwilowa, lecz pustka przejmująca,
Nie widzę, jak światło duszy mej ciągle blednie.
Gdzie rozkażę, szalone błyszczą światła nocy,
Lecz gasną one w obliczu serc zamkniętych.
Już nie czuję, że gnając w pogoni bez końca,
To ja sam codziennie spalam się na popiół.
Erekcyjnie pożądam setek dłoni klaszczących,
Lecz ramiona moje puste są od wsparcia.
Ciągle chcąc mieć więcej, gnam ślepnąc od świateł,
Odwieczne prawdy morduję za Bitciony świata.
Rządze moje stają się codziennym wyzwaniem,
Łatwość życia mąci duszę bardziej niż najtwardsze boje.
A gdy przyjdzie czas, by spojrzeć w lustro prawdy,
Nie dojrzę tam twarzy, którą znałem z dzieciństwa.
Mógłbym wrócić do mądrości, co tli się wciąż w sercu,
Przytulić ziemię, co mi od zawsze wierną matką była.
Lecz niszczę siebie w namiętnej pogoni za niczym,
Ślepy na piękno świata i spełnienie skryte w odpuszczeniu.
Współczesny barbarzyńca.