film
: 2007-05-27, 14:43
Usiedlismy w pubie. Zamowilismy jakies bylejakie piwo. Spogladalem na ich mordy, zupelnie pozbawione entuzjazmu. Oto ludzie ktorzy maja zagrac glowne role w moim nowym filmie. Oto diamenty, ktore musze tylko subtelnie podszlifowac. Jeden z nich – Dow. Pseudonim niezrozumialy. Czlowiek niby to malo ciekawy, ale wiele odroznialo go od innych. Mocno zakrzywiony nos. wlosy absolutnie pozbawione blasku. Na pierwszy rzut oka – brak zebow. Mowil duzo. Bardzo malo do rzeczy. Drugi, Kret. Geba nawet jakby podobny do kreta. Zachowan kretow nie znam, wiec nie wiem czy pseudonim ma glebsze korzenie. Zeby i nos wystawial mocno do przodu, oczy mial prawie za glowa, zawsze skierowane wyraznie na dol by ogarnac cokolwiek poza duzym polem sufitu lub nieba. Poza tym, to wlasciwie normalny chlop. Cichy raczej.. i jak sie do niego mowilo to sprawial wrazenie jakby sporo rozumial. Fajny gosc. Wszyscy go lubili.
Siedzieli, ze mna w tym malo symaptycznym pubie nie okazujac zupelnie zadnego entuzjazmu. Idealy. Powiedzialem: “chce byscie zagrali w moim nowym filmie”. Milczeli. Byli doskonali. Ani ich to szczegolnie nie zainteresowalo, ani tego nie wzieli na powaznie. I tez nie zastanawiali sie chyba nad tym o co chodzi w calej tej farsie. Jeden spytal: “o czym?”.
Opowiadalem. Chwilami nawet sprawiali wrazenie, jakby zaczeli podzielac entuzjazm.. “o rybakach! Ciekawa rzecz. Wlasciwie, o wedkarzach. Ludziach ryb. Takich ktorzy usiada nad jeziorkiem, wypija, w kaloszach, powpatruja sie w milczeniu w splawik i koncza cala ta ceremonie bez puenty.”
- przeciez my nie lowimy ryb – powiedzial Dow.
Co za idiota. Slowo daje. Po raz ktorys tak o nim pomyslalem. Moze po raz setny. Czy ja mu karze wstawac codziennie o 5 rano i siedziec nad jeziorkiem w kaloszach przez 5 godzin? Rzecz tyczy sie filmu a nie lowienia. Chodzi o sztuke a nie o jako takie szczupaki. Durniu! Sztuka kurwa! Sztuka! No i mowie:
- Dow! Czy Robert de Niro jest gangsterem?
- Nie wiem.
- A chuj z Toba!
Kret nic nie mowil ale zdawal sie byc nieco mniej negatywnie nastawiony. Dow poprostu musial jeszcze nieco wypic.
To i pilismy.
Siedzieli, ze mna w tym malo symaptycznym pubie nie okazujac zupelnie zadnego entuzjazmu. Idealy. Powiedzialem: “chce byscie zagrali w moim nowym filmie”. Milczeli. Byli doskonali. Ani ich to szczegolnie nie zainteresowalo, ani tego nie wzieli na powaznie. I tez nie zastanawiali sie chyba nad tym o co chodzi w calej tej farsie. Jeden spytal: “o czym?”.
Opowiadalem. Chwilami nawet sprawiali wrazenie, jakby zaczeli podzielac entuzjazm.. “o rybakach! Ciekawa rzecz. Wlasciwie, o wedkarzach. Ludziach ryb. Takich ktorzy usiada nad jeziorkiem, wypija, w kaloszach, powpatruja sie w milczeniu w splawik i koncza cala ta ceremonie bez puenty.”
- przeciez my nie lowimy ryb – powiedzial Dow.
Co za idiota. Slowo daje. Po raz ktorys tak o nim pomyslalem. Moze po raz setny. Czy ja mu karze wstawac codziennie o 5 rano i siedziec nad jeziorkiem w kaloszach przez 5 godzin? Rzecz tyczy sie filmu a nie lowienia. Chodzi o sztuke a nie o jako takie szczupaki. Durniu! Sztuka kurwa! Sztuka! No i mowie:
- Dow! Czy Robert de Niro jest gangsterem?
- Nie wiem.
- A chuj z Toba!
Kret nic nie mowil ale zdawal sie byc nieco mniej negatywnie nastawiony. Dow poprostu musial jeszcze nieco wypic.
To i pilismy.