Porządek przyrody II
: 2007-09-19, 00:13
Â?ona czekała, zadurzona beznadziejną głupią miłością, rodem z melodramatów amerykańskich. Czekało łóżko, szafa....Nie czekało tylko pianino, sprzedane w akcie smutnej nienawiści. Nawet kiedyś chciał sprawdzić kto je kupił. Aby się pożegnać. Zaniechał. Przecież nie lubił pożegnań. Pozostał tylko taki śmieszny odruch przeczesywania dłonią miejsca gdzie kiedyś stało. Tak jak robił to często, machinalnie ścierając drobiny kurzu.
Tak w mieszkaniu jak i w głowie pozostawił sobie wydzielony kąt swobody. Tylko, że w tym pierwszym, nie lada sztuką było odnalezienie miejsca dla siebie. Zachłystywał się wolnością, kiedy pozostawał sam. Właściwie niekoniecznie robił „coś” najzwyczajniej w świecie był. Wreszcie był. W aktach dziecinnego buntu czasami pozwalał sobie na wszystko, co zabronione było przez żonę. Pił mleko z kartonu, wódkę z butelki, odpalał kolejnego papierosa, nie gasząc poprzedniego. Przyprowadził kiedyś kochankę, jednak nerwowe nasłuchiwanie chrobotu klucza w zamku, skutecznie zniechęciło go do ponawiania próby. Ale złuda bycia panem sytuacji koiła. Kradł chwile, jak dzieciak spuszczony z czujnego oka rodzica.
Miał jedną oazę, mały świat gdzie nikt nie miał dostępu, a który przysłaniał mu rzeczywistość.. Wyobraźnię. Były tam piękne linie kobiet, ich smak. Były doznania, które mógł odtwarzać ilekroć tylko zapragnął. Był zapach. Niepowtarzalna kolekcja, złożona z zapamiętanych sytuacji. Cynamon już nigdy nie będzie pachniał tak samo....
I miał muzykę, krążył po mieście wygrywając często te same frazy ulubionych utworów, głuszących gwar dookoła. Zamierał, zasłuchany w dźwięki w swojej głowie.
Właściwie to żył jak kiedyś, między pracą, żoną, uroczą kelnerką, której nie tylko oczy absorbowały go bez pamięci...I chyba nawet czasem przebąkiwał coś o szczęściu...
Tak w mieszkaniu jak i w głowie pozostawił sobie wydzielony kąt swobody. Tylko, że w tym pierwszym, nie lada sztuką było odnalezienie miejsca dla siebie. Zachłystywał się wolnością, kiedy pozostawał sam. Właściwie niekoniecznie robił „coś” najzwyczajniej w świecie był. Wreszcie był. W aktach dziecinnego buntu czasami pozwalał sobie na wszystko, co zabronione było przez żonę. Pił mleko z kartonu, wódkę z butelki, odpalał kolejnego papierosa, nie gasząc poprzedniego. Przyprowadził kiedyś kochankę, jednak nerwowe nasłuchiwanie chrobotu klucza w zamku, skutecznie zniechęciło go do ponawiania próby. Ale złuda bycia panem sytuacji koiła. Kradł chwile, jak dzieciak spuszczony z czujnego oka rodzica.
Miał jedną oazę, mały świat gdzie nikt nie miał dostępu, a który przysłaniał mu rzeczywistość.. Wyobraźnię. Były tam piękne linie kobiet, ich smak. Były doznania, które mógł odtwarzać ilekroć tylko zapragnął. Był zapach. Niepowtarzalna kolekcja, złożona z zapamiętanych sytuacji. Cynamon już nigdy nie będzie pachniał tak samo....
I miał muzykę, krążył po mieście wygrywając często te same frazy ulubionych utworów, głuszących gwar dookoła. Zamierał, zasłuchany w dźwięki w swojej głowie.
Właściwie to żył jak kiedyś, między pracą, żoną, uroczą kelnerką, której nie tylko oczy absorbowały go bez pamięci...I chyba nawet czasem przebąkiwał coś o szczęściu...