Pyrrusowe zwycięstwo
: 2008-02-12, 17:12
Miasto kusiło. Kusiło możliwością usamodzielnienia się, przecięcia pępowiny łączącej z dzieciństwem.
Miastu podałam się na talerzu z kawałkiem młodości, garścią niewinności i szczyptą idei, które od dawna już posiadają miano zeszmaconych sloganów do podcierania dupy.
Miasto zjadło mnie łapczywie, po czym – wyrzygało.
I oto – z perspektywy Miastowych rzygowin - obserwuję z rozdziawioną gębą kolejne Miasta poczynania i codziennie powiększający się poziom Rzeki Miastowych Odchodów.
W Mieście żyją sobie ludzie (biali, czarni, beżowi, żółci, starzy, młodzi, piękni, brzydcy, bogaci, biedni itp.), których zlepek tworzy Wielką Gównianą Kulę miażdżącą wszystko to, co spotka na swojej drodze.
Miasto codziennie ludzką krwią znaczy linię Startu. Każdego ranka mieszkańcy Miasta tuż po przebudzeniu gnają, by stanąć w Wyścigu. Miasto lubi ten Wyścig. Zasady Wyścigu są proste: brak zasad. Więc możesz zostać zadźgany tępym nożem obojętności przez każdego z uczestników. A co jest nagrodą w Wyścigu? Dobre pytanie. Retoryczne.
Ja lubię Miasto.
Zaszczane chodniki, na których dywan z rozciapanych ciał gołębi, szczurów, wiewiórek, odór wczorajszego gwałtu w subwayu, od czasu do czasu bomba w metrze lub autobusie, angielskie żyjące na kredyt świnie wpierdalające fish n chips , pieprzone czarnuchy z trudnością dostrzegający czubek własnego nosa z wielkimi dupami i długimi kutasami(w zależności od płci – rzecz jasna), jebane ciapaki rżnące w myślach każdą białą kobietę, żydzi pozamykani w metalowych klatkach swoich tradycji, polskie zachlane mordy pod Tesco z ’’promocją” w ręku, ogłoszenia na sklepowych oknach ’’east european ladies offer private massage from 12 till late call: 078……………” i spowity tajemniczą mgłą Big Ben w tle Miasta.
Miasto ocieka krwią z poderżniętych ludzkich gardeł, płodzi w kazirodczych związkach spaczone umysłowo bachory nauczone zabijać od najmłodszych lat i gwałcić od kiedy im staje.
Miasto to rój os, w którym każda z nich napierdala w innym języku, nie rozumiejąc siebie nawzajem kompletnie i gryząc gryząc gryząc do krwi własne dzieci.
Ja lubię Miasto.
Jestem też wdzięczna Miastu. Dzięki Niemu umiem już zdradzać, kłamać patrząc prosto w oczy, poniżać siebie i innych, gardzić człowiekiem, być obojętna i oschła.
Miasto dało mi to, czego chciałam – pieniędzy. Pieniędzy na realizację marzeń. Marzeń, które Miasto zabiło.
I LOVE LONDON
Miastu podałam się na talerzu z kawałkiem młodości, garścią niewinności i szczyptą idei, które od dawna już posiadają miano zeszmaconych sloganów do podcierania dupy.
Miasto zjadło mnie łapczywie, po czym – wyrzygało.
I oto – z perspektywy Miastowych rzygowin - obserwuję z rozdziawioną gębą kolejne Miasta poczynania i codziennie powiększający się poziom Rzeki Miastowych Odchodów.
W Mieście żyją sobie ludzie (biali, czarni, beżowi, żółci, starzy, młodzi, piękni, brzydcy, bogaci, biedni itp.), których zlepek tworzy Wielką Gównianą Kulę miażdżącą wszystko to, co spotka na swojej drodze.
Miasto codziennie ludzką krwią znaczy linię Startu. Każdego ranka mieszkańcy Miasta tuż po przebudzeniu gnają, by stanąć w Wyścigu. Miasto lubi ten Wyścig. Zasady Wyścigu są proste: brak zasad. Więc możesz zostać zadźgany tępym nożem obojętności przez każdego z uczestników. A co jest nagrodą w Wyścigu? Dobre pytanie. Retoryczne.
Ja lubię Miasto.
Zaszczane chodniki, na których dywan z rozciapanych ciał gołębi, szczurów, wiewiórek, odór wczorajszego gwałtu w subwayu, od czasu do czasu bomba w metrze lub autobusie, angielskie żyjące na kredyt świnie wpierdalające fish n chips , pieprzone czarnuchy z trudnością dostrzegający czubek własnego nosa z wielkimi dupami i długimi kutasami(w zależności od płci – rzecz jasna), jebane ciapaki rżnące w myślach każdą białą kobietę, żydzi pozamykani w metalowych klatkach swoich tradycji, polskie zachlane mordy pod Tesco z ’’promocją” w ręku, ogłoszenia na sklepowych oknach ’’east european ladies offer private massage from 12 till late call: 078……………” i spowity tajemniczą mgłą Big Ben w tle Miasta.
Miasto ocieka krwią z poderżniętych ludzkich gardeł, płodzi w kazirodczych związkach spaczone umysłowo bachory nauczone zabijać od najmłodszych lat i gwałcić od kiedy im staje.
Miasto to rój os, w którym każda z nich napierdala w innym języku, nie rozumiejąc siebie nawzajem kompletnie i gryząc gryząc gryząc do krwi własne dzieci.
Ja lubię Miasto.
Jestem też wdzięczna Miastu. Dzięki Niemu umiem już zdradzać, kłamać patrząc prosto w oczy, poniżać siebie i innych, gardzić człowiekiem, być obojętna i oschła.
Miasto dało mi to, czego chciałam – pieniędzy. Pieniędzy na realizację marzeń. Marzeń, które Miasto zabiło.
I LOVE LONDON