List do Skurwiela
: 2008-02-22, 01:09
Kochany Skurwielu,
Mam wielką nadzieję, że masz się źle i jeszcze większą, że zdechłeś. Nadzieja matką głupich, powiadają.
Nie wiem, po co to piszę. Robię to chyba bardziej dla siebie niż dla ciebie.
Bardzo cię kocham, drogi Skurwielu… I nienawidzę. Nienawidzę całym sercem. Po tym, jak odszedłeś, nie zaufałam już żadnemu mężczyźnie. Wiesz, rozumiem cię nawet… tak było prościej, bezpieczniej, mniejsze ryzyko … Bardzo żałuję, że to tak krótko trwało.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Byłam wtedy skacowana po swojej osiemnastce. Kwietniowe popołudnie, ja dumna z osiągnięcia upragnionej pełnoletniości równoznacznej z możliwością legalnego nabycia wódki i… ten nagły skurcz serca. Stanąłeś mi ością w gardle. Tamtego i każdego następnego dnia nic, nikt, tylko ty. Ty. Ty.
Trochę się zmieniłam od tamtego czasu. Wydoroślałam. Dostałam się na Psychologię, usamodzielniłam się… Nie poznałbyś mnie teraz, tak sądzę.
Ale… już nie mam ci za złe, kochany Skurwielu. Już prawie nie boli, już prawie nie płaczę, a nacięcia o finezyjnych kształtach na moich nadgarstkach zabliźniły się nadzwyczaj szybko. Tak między tobą a mną – wcale nie chciałam się zabić, jestem zbyt wielkim tchórzem. Nie chodzi o ból, nie. Po prostu boję się, że bóg może naprawdę istnieć. Poderżnęłam sobie żyły tylko po to, byś zwrócił na mnie uwagę, Skurwielu. Wiem, że wiedziałeś, że leżę w szpitalu. Nie przyszedłeś . Czekałam .
Chciałabym czasami się do ciebie przytulić. Chciałabym, byś chciał, bym cię kochała. Nie chcesz.
Wpisałam ostatnio w takim portalu internetowym twoje imię i nazwisko. Byłeś. Obejrzałam sobie zdjęcia: ty i twoja Nowa. Â?adna, też ma czarne włosy… Ciekawe, w czym jest lepsza ode mnie…
No cóż, kończę.
Pierdolę cię serdecznie, drogi Skurwielu.
Twoja N.
P.s. ÂŚmiesznie tak pisać do ciebie po tylu latach… Ile to już czasu minęło od naszego ostatniego spotkania? Prawie 21 lat … Szkoda, że nigdy nie chciałeś mnie poznać, Tatusiu…
Mam wielką nadzieję, że masz się źle i jeszcze większą, że zdechłeś. Nadzieja matką głupich, powiadają.
Nie wiem, po co to piszę. Robię to chyba bardziej dla siebie niż dla ciebie.
Bardzo cię kocham, drogi Skurwielu… I nienawidzę. Nienawidzę całym sercem. Po tym, jak odszedłeś, nie zaufałam już żadnemu mężczyźnie. Wiesz, rozumiem cię nawet… tak było prościej, bezpieczniej, mniejsze ryzyko … Bardzo żałuję, że to tak krótko trwało.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Byłam wtedy skacowana po swojej osiemnastce. Kwietniowe popołudnie, ja dumna z osiągnięcia upragnionej pełnoletniości równoznacznej z możliwością legalnego nabycia wódki i… ten nagły skurcz serca. Stanąłeś mi ością w gardle. Tamtego i każdego następnego dnia nic, nikt, tylko ty. Ty. Ty.
Trochę się zmieniłam od tamtego czasu. Wydoroślałam. Dostałam się na Psychologię, usamodzielniłam się… Nie poznałbyś mnie teraz, tak sądzę.
Ale… już nie mam ci za złe, kochany Skurwielu. Już prawie nie boli, już prawie nie płaczę, a nacięcia o finezyjnych kształtach na moich nadgarstkach zabliźniły się nadzwyczaj szybko. Tak między tobą a mną – wcale nie chciałam się zabić, jestem zbyt wielkim tchórzem. Nie chodzi o ból, nie. Po prostu boję się, że bóg może naprawdę istnieć. Poderżnęłam sobie żyły tylko po to, byś zwrócił na mnie uwagę, Skurwielu. Wiem, że wiedziałeś, że leżę w szpitalu. Nie przyszedłeś . Czekałam .
Chciałabym czasami się do ciebie przytulić. Chciałabym, byś chciał, bym cię kochała. Nie chcesz.
Wpisałam ostatnio w takim portalu internetowym twoje imię i nazwisko. Byłeś. Obejrzałam sobie zdjęcia: ty i twoja Nowa. Â?adna, też ma czarne włosy… Ciekawe, w czym jest lepsza ode mnie…
No cóż, kończę.
Pierdolę cię serdecznie, drogi Skurwielu.
Twoja N.
P.s. ÂŚmiesznie tak pisać do ciebie po tylu latach… Ile to już czasu minęło od naszego ostatniego spotkania? Prawie 21 lat … Szkoda, że nigdy nie chciałeś mnie poznać, Tatusiu…