z poradnika młodej emigrantki
: 2008-03-23, 12:35
będąc młodą emigrantką, jakkolwiek określenie młoda przyjmijmy,że jest całkowicie umowne, wykupiłam wilczy bilet w jedną stronę do ukochanej szkocji i ze spakowaną walizką, sztuk jeden, w piątek 22-go lutego roku bezpańskiego 2008 rozpoczęłam oczekiwanie na wylot (w tym miejscu urywają się ostatnie moje warszawskie ślady, chociaż starałam się roznosić swój zapach i channel n.5 po wszystkich okolicznie zaśnieżonych drzewach). kiedy ostatni raz obejmowałam panoramę skaryszewskiego parku, w nocy rozdarło się niebo i tak trwało przez parę godzin, błyskami, grzmotami i wielką wichurą obwieszczając, że coś chyba nie jest w porządku. interpretacja znaków na ziemi i niebie pomimo usilnych moich starań pozostanie na wieki w większej części nieodgadnioną zagadką, dlatego nie zauważając okoliczności przyrody, potrzymałam się uknutego w letnie popłudnie planu. pomimo wszystko obejmowało również uroczo przezabawne historyjki taksówkarza o stłuczkach ulicznych, które sprawiły, że z ulgą wysiadłam na lotnisku, bo przecież nie ma to jak katastroficzny początek dnia. ze względu na niepomyślne wiatry lot przesunięto, ale w końcu wszyscy pasażerowie szczęśliwie rozsiedli się na swoich miejscach i rozpoczęli, jak się okazało już parę minut po starcie, niezapomnianą podróż w przestworzach. kto lubi bujanie na karuzeli, jak ja, mógł przy okazji się stanem nieważkości nacieszyć, z tym, że przy trwającym trzy godzinki nieustającym kołowrotku i ta przyjemność traciła na atrakcyjności, zamieniając się w gabinet stracha na wróbelki elemelki. jedno jest pewne, trzymając w rękach zarzyganą torebkę, takiego lotu z rozrywkami jeszcze nie miałam. nawet szorski głos pilotów zdawał się być momentami nieco zatroskany.
edynburg, przywitał mnie przebudową lotniska, pięknym słońcem, zielonymi trawnikami w parkach wyściełanymi przepięknymi krokusami, to chyba zamiast czerwonych dywanów, oraz całym mnóstwem spraw niecierpiących zwłoki w prosektorium, za to do natychmiastowego załatwienia, rzeczy bezpośrednio mnie dotyczących, ale też zaległości, które się mojemu mężczyźnie ( dla którego postanowiłam zmienić geograficzne położenie moich bawełnianych majtek ) cytuję, "jakoś uzbierały", co znaczyło, że w pierwszych dniach pobytu, zamiast leżeć do góry brzuchem, musiałam rzucić się w otaczającą nową rzeczywistość, zaznaczając w niej swoją obecność. odnalezienie poczty nie było niemożliwe, a nadanie zgłoszeń na ewentualne egzaminy (tylko po to, żeby jakaś instytucja odpisała zwrotnie, potwierdzając tym samym, że się jest pod danym adresem, inaczej nikt nie uwierzy ) okazało się dziecinnie prostą igraszką. potem załatwiałam formalności w banku, tylko po to, aby nie być anonimową głową poza systemem, pomimo, że w pewnym stopniu to miły stan, kiedy nikt tu nie wie o twoim niewątpliwym istnieniu, przy czym rozmowa z opiekunem rachunku poprzedzona jest dokładnym wyłuszczeniem tego, co na sercu leży dwóm profesjonalnie przeszkolonym poprzednikom. wypełnienie formularzy potrzebnych do przeprowadzki zajęło mi dwie minetki natomiast zakup "tutejszego" numeru telefoniczneg wymagał aż parokrotnych rozmów z różnymi konsultantami w infoliniach. wszystko to wydaje się się banalne, bo nic, absolutnie, nie pobije procesu poszukiwania i nabycia pojemnika na mocz. niestety związek frazoelogiczny "pojemnik na mocz" potrzebny do standartowych badań był dla farmaceutek w aptece całkowicie niezrozumiały, chociaż myślałam, że na pewnym etapie znajomości języka uda mi się, zwłaszcza z kobietami dogadać jak po maśle, tymczasem jednak, nie ma tam co liczyć na ogólną średnią inteligencję społeczeństwa. na razie, muszę obalić mity dotyczące szkockiej pogody ( w kratkę ), przynajmniej wiosną. wichury urywają główkę przy samej szyi i potrafią przestawić małego fiata na zakaz parkowania, a czasami nawet człowieka, co żadnej pracy się nie boi, w dodatku w miejsce, w które wcale się nie wybierał. tej słynnej mgły jeszcze nie widziałam, ale ciepłe skarpetki w wysłużonych na poligonach czarnych trzewikach ( na razie muszę robić za dziada, żeby mnie nie wzięli za milionerkę w slamsach ) działają lepiej, niż moja farelka z zakładów produkcyjnych w tarchominie. poza tym, na pocieszenie, często wychodzi słońce i wtedy mogę oglądać przepiękne widoki. na przyszłość
edynburg, przywitał mnie przebudową lotniska, pięknym słońcem, zielonymi trawnikami w parkach wyściełanymi przepięknymi krokusami, to chyba zamiast czerwonych dywanów, oraz całym mnóstwem spraw niecierpiących zwłoki w prosektorium, za to do natychmiastowego załatwienia, rzeczy bezpośrednio mnie dotyczących, ale też zaległości, które się mojemu mężczyźnie ( dla którego postanowiłam zmienić geograficzne położenie moich bawełnianych majtek ) cytuję, "jakoś uzbierały", co znaczyło, że w pierwszych dniach pobytu, zamiast leżeć do góry brzuchem, musiałam rzucić się w otaczającą nową rzeczywistość, zaznaczając w niej swoją obecność. odnalezienie poczty nie było niemożliwe, a nadanie zgłoszeń na ewentualne egzaminy (tylko po to, żeby jakaś instytucja odpisała zwrotnie, potwierdzając tym samym, że się jest pod danym adresem, inaczej nikt nie uwierzy ) okazało się dziecinnie prostą igraszką. potem załatwiałam formalności w banku, tylko po to, aby nie być anonimową głową poza systemem, pomimo, że w pewnym stopniu to miły stan, kiedy nikt tu nie wie o twoim niewątpliwym istnieniu, przy czym rozmowa z opiekunem rachunku poprzedzona jest dokładnym wyłuszczeniem tego, co na sercu leży dwóm profesjonalnie przeszkolonym poprzednikom. wypełnienie formularzy potrzebnych do przeprowadzki zajęło mi dwie minetki natomiast zakup "tutejszego" numeru telefoniczneg wymagał aż parokrotnych rozmów z różnymi konsultantami w infoliniach. wszystko to wydaje się się banalne, bo nic, absolutnie, nie pobije procesu poszukiwania i nabycia pojemnika na mocz. niestety związek frazoelogiczny "pojemnik na mocz" potrzebny do standartowych badań był dla farmaceutek w aptece całkowicie niezrozumiały, chociaż myślałam, że na pewnym etapie znajomości języka uda mi się, zwłaszcza z kobietami dogadać jak po maśle, tymczasem jednak, nie ma tam co liczyć na ogólną średnią inteligencję społeczeństwa. na razie, muszę obalić mity dotyczące szkockiej pogody ( w kratkę ), przynajmniej wiosną. wichury urywają główkę przy samej szyi i potrafią przestawić małego fiata na zakaz parkowania, a czasami nawet człowieka, co żadnej pracy się nie boi, w dodatku w miejsce, w które wcale się nie wybierał. tej słynnej mgły jeszcze nie widziałam, ale ciepłe skarpetki w wysłużonych na poligonach czarnych trzewikach ( na razie muszę robić za dziada, żeby mnie nie wzięli za milionerkę w slamsach ) działają lepiej, niż moja farelka z zakładów produkcyjnych w tarchominie. poza tym, na pocieszenie, często wychodzi słońce i wtedy mogę oglądać przepiękne widoki. na przyszłość