Karaku³y
: 2008-05-05, 02:05
Karaku³y
I
Clink Street (wiêzienie Clink) Londyn , 19 Luty 2007 roku
- Widzê ¿e David siê postara³ . Jak mam siê do pani zwracaæ ?
- Mów mi Arlette .
- Mi³o ciê poznaæ , Arlette .
Wiedzia³a ¿e nie ma du¿o czasu wiêc chcia³a od razu przej¶æ do sprawy . Wyciagnê³a swój notatnik i za³o¿y³a nogê na nogê .
- Mo¿emy zacz±æ ?
Spojrza³ na ni± z lekkim u¶miechem na ustach . By³a m³oda , lekko po trzydziestce . Mia³a d³ugie br±zowe w³osy spiête w kok . Kobieta sukcesu , pomy¶lal . Odchrz±kn±³ .
- Proszê chwilê poczekaæ - odpowiedzia³ basowym g³osem .
Zapali³ kolejnego papierosa . Chcia³ ¿eby chwilê jeszcze poczeka³a . Nie móg³ zrozumieæ dlaczego siê nie ¶pieszy . Czas by³ jego wrogiem . I to tym najgorszym .
Widzia³ ¿e siê denerwuje . Mia³a pewien odruch który u niej zauwa¿y³ . Krêci³a lew± stop± na dwie strony . A dzisiaj mia³a us³yszeæ prawdziw± historiê jego ¿ycia . Jego ostatniego tygodnia .
- Co chce pani dok³adnie wiedzieæ ?
- Wszystko - spojrza³a mu g³êboko w oczy .
Och , jak czêsto to mu siê zdarzy³o jak by³ na wolno¶ci . To spojrzenie . Tak kobiece i wnikliwe . Jakby chcia³a zbadaæ jego duszê .
Zaci±gn±³ siê mocno . Lewa stopa pani prawnik porusza³a siê miarowo . Lewa prawa . Lewa prawa .
- Chce pani wiedzieæ co zmusi³o mnie do kradzie¿y ? Po co zamordowa³em ? Czy kiedykolwiek narzeka³em na brak pieniêdzy ? Czy by³ to jedyny motyw ?
Chwilê milcza³a . Oprócz z³odzieja i mordercy widzia³a w nim kogo¶ o wielkiej wrêcz inteligencji . Cz³owieka który ma dar przekonywania innych . A to mo¿e siê okazaæ bardzo pomocne w s±dzie .
Cela do odwiedzin przypomnia³a jej gdzie siê znajduje i wyrwa³a j± z zadumy .
- Tak . Interesuje mnie dok³adnie wszystko . I te rêkawiczki . Przyznam ¿e jest pan intryguj±c± osob± .
Mile go to po³echta³o ale wiedzia³ ¿e mówi to celowo . Taka ma³a wojna psychologiczna . Brak ofiar sami my¶liwi . Tak...spodoba³a mu siê . Pani prawnik przypomnia³a mu kogo¶ kogo trzydzie¶ci lat temu bardzo kocha³ .
Rozsiad³ siê najwygodniej jak tylko potrafi³ i zgasi³ papierosa .
- Ju¿ wspomina³em ¿e jestem niewinny ?
- Tak wspomina³ pan panie Copland - odpowiedzia³a szybko .
Teraz to on na ni± spojrza³ tym przeszywaj±cym wzrokiem .
- Wierzy mi pani ?
- Wie pan ¿e to nie ja mam panu uwierzyæ a ³awa przysiêg³ych . Jestem tutaj z polecenia pañskiego przyjaciela a mojego szefa . Razem chcemy pana st±d wyci±gn±æ . S³ysza³ pan o czym¶ takim jak okoliczno¶ci ³agodz±ce ?
- Tylko w amerykañskich filmach które s± jak sztuczne gówno które sprzedaj± w tych swoich ¶miesznych sklepach .
- Potrzebujê wspó³pracy . Muszê mieæ ka¿d± informacjê . Umówmy siê panie Copland ¿e od dzisiaj opowie mi pan o swoim ¿yciu .
- W skrócie ?
Stopy pani prawnik krêci³y siê coraz szybciej .
- Niezupe³nie .
II
Nuneaton w Warwickshire (Wielka Brytania) 1978 rok
Dwór rodziny Barsman wygl±da³ nadzwyczaj szykownie . Wielka posiad³o¶æ dooko³a otoczona by³a lasem i kilkoma jeziorami . Przed elegancko wystrzy¿onym trawnikiem na nie ma³ym placu sta³o kilkana¶cie samochodów z ró¿nych dekad dwudziestego wieku . Od tych najnowszych po stare przed wojenne bentleye i rolls royce . Sir Barsman wyprawi³ w³a¶nie jeden z uroczystych bankietów . Najbardziej ucieszy³y go odwiedziny swojego dobrego przyjaciela Kena Loacha . Znanego i cenionego re¿ysera filmowego . Który urodzi³ siê w³a¶nie w Nuneaton . Zawsze mieli sobie wiele do powiedzenia .
W wielkiej sali oprócz go¶ci krz±ta³a siê s³u¿ba . Wzorowo us³uguj±c go¶ciom i omijaj±c siebie nawzajem nie tworz±c przy tym ¿adnych bulwersuj±cych kolizji . Uwagê ¿ony sir Tobiasza Barsmana , ca³kiem jeszcze m³odej lady Elizabeth przykuwa³ ma³y ch³opiec . By³ on synem s³u¿±cej która zmar³a na zapalenie p³uc zostawiaj±c dopiero co urodzone dziecko . Jej m±¿ chcia³ oddaæ niemowlê do sierociñca ale po d³ugich przekonywaniach ¿ony w koñcu uleg³ i pozwoli³ dziecku zostaæ . Jednak w przeciwieñstwie do Elizabeth sam nie darzy³ sympati± ma³ego ch³opca . Ju¿ gdy ten skoñczy³ piêæ lat kaza³ jednej ze s³u¿±cych aby nauczy³a go tego do czego jest stworzony . Pracy . W wolnych chwilach pod nieobecno¶æ pana domu malec przesiadywa³ na kolanach Elizabeth a ta czyta³a mu bajki . Zawsze pragnê³a dziecka lecz tylko na marzeniach siê skoñczy³o . Bezp³odno¶æ mê¿a nie pozwoli³a jej na zostanie matk± . Dlatego stara³a siê traktowaæ ch³opca jak w³asne dziecko .
Ch³opiec siedzia³ na marmurowych schodach i przygl±da³ siê go¶ciom raz po raz zerkaj±c na pani± domu . Ma³y Robert patrzy³ w³a¶nie na ³ysego i grubego Toma Walkinsa . Pisarza powie¶ci fantastycznych . Lubuj±cego siê w Tolkienie . By³ nad wyraz rozmown± indywidualno¶ci± o niedo¶cignionym apetycie . Rozmawia³ ze starsz± dam± któr± ch³opiec widzia³ po raz pierwszy . Chcia³o mu sie ¶miaæ z jej du¿ego trochê garbatego nosa . Zakry³ usta ma³ymi d³oñmi . Jedna ze s³u¿±cych pos³a³a mu karc±ce spojrzenie .
Uroczysto¶æ powoli dobiega³a koñca . Go¶cie napici i najedzeni zaczêli po koleji ¿egnaæ siê z sir Barsmanem . Kobiety napomina³y na odchodnym o jakich¶ wiêkszych zakupach w Londy¶kich sklepach . Za¶ panowie umawiali siê na kolejne polowania .
Kiedy wszyscy odjechali do swoich posiad³o¶ci . S³u¿ba niczym mrówki uwija³a siê doprowadzaj±c rezydencjê do idealnego porz±dku . Gospodarze poszli ju¿ do swojej jednej z kilkunastu sypialñ . S³u¿±cy krz±tali siê cicho stoj±c na warcie lub po prostu zeszli na ni¿sze kondygnacje do skromniejszych pokoi . Ma³y Robert Copland st±pa³ nies³yszalnie po korytarzu . Czêsto tak chodzi³ po nocy maj±c nadziejê ¿e spotka lady Elizabeth . Któr± tak bardzo kocha³ . Jego uwagê zwróci³y g³osy dobiegaj±ce z jednej z sypialñ . Podbieg³ na palcach pod drzwi i nadstawi³ uszu . S³ysza³ jak sir Barsman mówi podniesionym g³osem . Czasami krzycza³ . W¶ród tego wszystkiego wy³apa³ jeszcze p³acz Elizabeth .
Pierwszy raz s³ysza³ ¿eby p³aka³a . Nagle us³ysza³ g³uchy trzask . A pó¼niej kilka soczystych przekleñstw i jeszcze g³o¶niejszy p³acz .
Przestraszony chcia³ uciec do swojego pokoju . Jednak drzwi otworzy³y siê gwa³townie . Pan domu lekko zatacza³ siê na boki . Jedn± rêk± opar³ siê o drzwi . W g³êbi sypialni wtulona w poduszkê le¿a³a jego ¿ona i wci±¿ p³aka³a . Sir Barsman dopiero teraz dostrzeg³ ma³y kszta³t skulony obok jego nóg . Jego policzki poczerwienia³y ze z³o¶ci .
- I widzisz nawet jego nie potrafisz wychowaæ ! Ten ma³y paso¿yt siedzi pod moj± sypialni± i pods³uchuje ! - krzycza³ opryskuj±c siê ¶lin± i nerwowo targaj±c w±s .
Elizabeth podnios³a siê z ³ó¿ka . Popatrzy³a na przestraszonego ch³opca .
Malec widzia³ tylko rêkê która z ³atwo¶ci± podnios³a go do góry . A pó¼niej jak otwarta d³oñ z werw± l±duje na jego policzku . Si³a uderzenia odrzuci³a mu g³owê do ty³u .
Rozp³aka³ siê czuj±c jak piecze go twarz .
- Nie !
Elizabeth rzuci³a siê by obroniæ bezbronnego ch³opca .
- Nie wtr±caj siê ! Jeszcze dzisiaj w nocy kto¶ ze s³u¿by zabierze to ¶cierwo z tego domu !
III
Londyn , Stalin Street , 21 Luty 2007 roku
Kilku ludzi z ulicy wytyka³o palcem m³odego Pakistañczyka który w³a¶nie zrobi³ sobie przerwê na lunch . Na Stalin Street jak zawsze by³o t³oczno . Delikatna mg³a unosi³a siê nad wielkimi szyldami wyszukanych sklepów . Szczególn± uwagê przykuwa³ jedyny sklep w ca³ym Londynie który oferowa³ ¶wiatowej klasy futra z karaku³ów . Kiedy¶ by³ jeszcze jeden ale sp³on±³ nie ca³y rok temu . Pod sklepem sta³y zaparkowane luksusowe samochody . Co jaki¶ czas wysiada³y z nich m³ode kobiety w futrach i w szpilkach na imponuj±co wysokich obcasach . W³a¶cicielk± sklepu by³a nie jaka pani Brown . Piêædziesiêcioletnia wdowa o wielkich wp³ywach i ogromnych pieni±dzach . Sklep zalo¿y³ jej m±¿ Frank prawie piêæ lat temu . Sama w wolnych chwilach doradza³a klientom zakup futer . Na etacie pracowa³ u niej znajomy jej mê¿a , Pete .
Obok sklepu sta³a stara kamienica . Pani Brown chodzi³a tam do swojej przyjació³ki na pogawêdki o czasach swojej m³odo¶ci .
Niebieskie audi zatrzyma³o sie na niewielkim parkingu na ty³ach sklepu . Arlette raz jeszcze sprawdzi³a swój notatnik . Wiedzia³a ¿e musi zajrzeæ w miejsce gdzie to wszystko siê zaczê³o . Do rozprawy pozosta³o zaledwie kilka dni . A ona wci±¿ mia³a za ma³o informacji . Jedynie relacje Roberta Coplanda i raporty policji .
Zabra³a notatnik i wysiad³a z samochodu . Rozejrza³a siê dooko³a . Pod Ambasad± Pakistanu naprzeciwko sklepu z futrami kilku m³odych Anglików krzycza³o najbardziej wyszukane przekleñstwa .
Pokrêci³a z za¿enowania g³ow± i uda³a sie wprost do sklepu . Wystrój robi³ wra¿enie . Sklep nie by³ wielki ale bardzo wygodnie urz±dzony z bogatymi ozdobami . Futra na manekinach prezentowa³y siê znakomicie . Arlette jednak nie lubi³a futer a ju¿ napewno nie z karaku³ów . Sama my¶l o mordowaniu azjatyckich jagni±t przyprawia³a j± o md³o¶ci . W sklepie by³o kilka kobiet . Wszystkie sprawia³y wra¿enie bardzo bogatych i pewnie takie by³y . Przy kasie sta³ siwiej±cy ju¿ mê¿czyzna . Pani Brown nie bylo widaæ . Podesz³a do niego .
Ten spojrza³ na ni± z niesmakiem . Ju¿ wiedzia³a ¿e nie przypad³a mu do gustu . Raczej nie wygl±da³a jak te wystrojone bogate panienki z wyzywaj±cym makija¿em . Poprawi³a szal który zawsze opada³ zawiadacko na po³y p³aszcza .
- Czym mogê s³u¿yæ ?
- Dzieñ dobry . Szukam pani Brown .
- Pani Brown dzisiaj nie ma i zapewne ju¿ nie przyjdzie . Je¿eli jest co¶ w czym móg³ bym doradziæ to s³u¿ê pomoc± .
Cholera , mruknê³a pod nosem .
- Nie dziêkujê . Przyjdê jutro . Do widzenia .
- Do widzenia - burkn±³ .
I zaraz znikn±³ pomiêdzy stoiskami . Jak wychodzi³a zauwa¿y³a ¿e stoi przy wysokiej blondynie i gestykuluje g³adz±c czarne futro . Przesz³a na drug± stronê ulicy z³a ¿e nie porozmawia³a z byæ mo¿e najwa¿niejsz± osob± w tej ca³ej sprawie . Spojrza³a do notatnika . Gdy nagle w kogo¶ uderzy³a .
- Bardzo mi przykro . Nie zauwa¿y³am pana .
M³ody obcokrajowiec u¶miechn±³ siê dziecinnie .
- Nic nie szkodzi . Naprawdê - powiedzia³ p³ynn± angielszczyzn± .
Skin±³ jej g³ow± i oddali³ siê szybkim krokiem .
Otrz±snê³a siê i schowa³a czarny notatnik do torebki . Stanê³a przed masywn± kamienic± . Nastêpn± osob± jak± chcia³a wypytaæ na w³asn± rêkê byl Alex . ¦wiadek ca³ego zdarzenia które rozegra³o siê tydzieñ temu w pi±tek .
Mieszka³ pod numerem siódmym . W ¶rodku kamienica by³a odnowiona . Zainstalowano windê przy której sta³ mê¿czyzna w roboczych ubraniach . Na uszach mia³ s³uchawki i kiwa³ g³ow± do tylko jemu znanego rytmu . Wesz³a do ¶rodka i wcisnê³a siódemkê . Winda szybko jecha³a w górê . Jeden , dwa , trzy...Nagle stanê³a gwaltownie . Arlette lekko zako³ysa³a siê obijaj±c siê o ¶ciany windy .
- Niech to szlag ! - zaklê³a poirytowana .
Z ca³ej si³y pchnê³a drzwi . Nie pu¶ci³y . Wyci±gnê³a komórkê i zadzwoni³a po pomoc .
IV
Londyn , Mieszkanie numer 7 , Stalin Street 21 Luty 2007 roku
Kilka kruków przysiad³o na drzewie . W oknie naprzeciwko sta³ pewien mê¿czyzna . Z³oty teleskop wycelowany by³ centralnie w kruki . Ju¿ od d³u¿szego czasu mia³y tam gniazdo . Na wierzcho³ku wysokiej jod³y . Alex odwróci³ na chwilê wzrok od teleskopu . Siêgn±³ po cygaro . By³ ornitologiem z zami³owania . Najbardziej lubi³ kruki . Poci±ga³y go bardziej ni¿ inne ptaki . A i co wa¿ne by³y od innych du¿o m±drzejsze . Osi±ga³y nawet sze¶ædziesi±t centymetrów a rozpiêto¶æ ich skrzyde³ potrafi³a przekroczyæ metr . Nagle zwróci³ uwagê na dwoje osób które wpad³y przypadkowo na siebie . U¶miechn±³ siê sam do siebie . Czasami lubi³ na chwilê odwróciæ wzrok od kruków . Tak jak tydzieñ temu w pi±tek . Oczywi¶cie z³o¿y³ wystarczaj±co przekonywuj±ce zeznania .
Jeden z kruków w³a¶nie wylecia³ z gniazda . W du¿ym stalowo-szarym dziobie trzyma³ patyk .
- Co za ptaki !
Alex chwilê jeszcze posiedzia³ przy teleskopie . Za chwilê jednak poderwa³ siê gwa³townie i wybieg³ po¶piesznie z mieszkania .
V
Clink Street (wiêzienie Clink) Londyn , 22 Luty 2007 roku
- I na czym stoimy ?
Arlette wyci±gnê³a swój notes .
- Niestety nie da³am rady porozmawiaæ z pani± Brown . A pó¼niej by³o jeszcze gorzej ...
- Co siê sta³o Arlette ? - spyta³ tym swoim wysokim g³osem .
Ta chwilê nie odzywa³a siê .
- By³am siê spotkaæ ze ¶wiadkiem .
- Alex Goldwings ?
- Tak . Jednak nie zasta³am go . Winda siê zaciê³a i minê³o trochê czasu za nim j± naprawili . A potem nikt nie otwiera³ .
Popatrzy³ na ni± . By³ jej wdziêczny ¿e tak siê zaanga¿owa³a . No ale w koñcu do tego jest stworzona . Przypomnia³ sobie s³owa sir Barsmana . Jego twarz wykrzywi³ zimny u¶miech .
- Dasz radê . Wierzê w ciebie . W koñcu David nie przys³a³ mi byle kogo .
K±ciki jej ust lekko zadr¿a³y .
- Najdziwniejsze jest to ¿e gdy wsiada³am do windy sta³ przy niej mê¿czyzna w roboczych ubraniach . Mo¿e wariujê ale my¶la³am ¿e mo¿e by pomóg³ gdyby by³ tym kim powinien byæ .
Robert zagryz³ wargi . By³ niewinny a kto¶ go wrobi³ . By³ pewien ¿e ma racjê . Ale nie chcia³ jej tego powiedzieæ .
- Pewnie by³ z ekipy porz±dkowej . Nic szczególnego . Awarie wind zdarzaj± siê bardzo czêsto .
- Pewnie ma pan racjê .
- Mów mi Robert .
- Dobrze .
Siêgnê³a do torebki i wyci±gnê³a paczkê papierosów . Otworzy³a j± i poda³a mu .
- Proszê .
- Dziêkujê .
Zapali³ . Chmury szarego dymu unosi³y siê nad ich g³owami . Oboje wygl±dali na znu¿onych . Arlette mia³a podkr±¿one oczy . Spojrza³ na jej w±sk± twarz .
- Musisz sypiaæ Arlette .
- Nie mam czasu . Taka praca .
- Tak . Wylecia³o mi to z g³owy . Tak czy inaczej trochê snu ci nie zaszkodzi .
Pracowa³a ju¿ z ró¿nymi klientami ale Roberta polubi³a . Mia³ co¶ takiego w sobie co przyci±ga . Tylko te rêkawiczki j± irytowa³y ale do tego jeszcze wróci . W sumie nie odgrywa³y tak wielkiej roli w sprawie .
- Tak wiêc jako ma³y ch³opiec trafi³e¶ do sierociñca . I co dalej ?
Zamy¶li³ siê na chwilê . Papieros pali³ siê wolno . Czas jakby stan±³ w miejscu by razem z nim z³apaæ oddech .
- Z sierociñca ucieka³em wiele razy . By³em bardzo sprytny jak na ch³opca w moim wieku .
W to akurat nie w±tpi³a . Zwróci³a uwagê ¿e znowu krêci stop± . Robi³a to ju¿ automatycznie .
- Kiedy pierwszy raz ukrad³e¶ ?
- Ukrad³em taki ma³y samochód jednemu dzieciakowi z pokoju . Bardzo siê nim chwali³ . Wszyscy ch³opcy mu go zazdro¶cili . Mia³ swój schowek . Kiedy¶ go podpatrzy³em i wzi±³em samochód . Nikt niczego nie zauwa¿y³ . Nie by³o podejrzeñ . W koñcu mia³em zaledwie dziewiêæ lat . Z czasem bra³em coraz wiêcej ró¿nych rzeczy . Kiedy zgin±³ zegarek jednej z naszych pañ to wezwano policjê . Od tamtej pory nauczy³em siê profesjonalnie wykonywaæ swoje haniebne czynno¶ci . Wszystko mia³em dok³adnie zaplanowane . Kiedy podros³em uciek³em wraz z koralami pewnej starszej pani która dawa³a pieni±dze na sierociniec . Dosta³em za nie trochê pieniêdzy . Mieszka³em w Londynie w ma³ym pokoju na strychu . Za czynsz p³aci³em z tego co uda³o mi siê ukra¶æ . Pó¼niej chcia³em wiêcej . Nie wystarcza³y mi drobne kradzie¿e . Mój talent pozwoli³ mi na okradanie bogatych ludzi . Rabowa³em sklepy od Liverpoolu po Newcastle . Ale najczê¶ciej by³y to drogie sklepy na przedmie¶ciach Londynu . Jak widaæ sz³o mi ca³kiem nie¼le .
Arlette skrzywi³a siê .
- No có¿ mi³o jest wiedzieæ ¿e p³acisz mojemu szefowi brudnymi pieniêdzmi .
- Sama mówi³a¶ . Taki zawód .
Papieros zgas³ lekko parz±c go w palec .
- Tak . Taki zawód . Teraz chce ¿eby¶ mi powiedzia³ co¶ istotnego . Co¶ co by nas posunê³o naprzód .
- Na przyk³ad ?
- Alex Goldwings zezna³ ¿e widzia³ jak wybiegasz przera¿ony ze sklepu . Podobno po co¶ siê schyli³e¶ . W materiale dowodowym niczego takiego nie znalaz³am . Co to by³o ?
- Jaka¶ wizytówka . Z ty³u by³o co¶ napisane .
- Po co j± podnios³e¶ ? - spyta³a .
Widaæ ¿e by³a bardzo skupiona . Uda³o jej siê choæ na chwile opanowaæ odruch krêcenia stop± .
- Szuka³em pod drzwiami portfela . Wypad³ mi kiedy zobaczy³em cia³o . Wierz mi mo¿e i jestem z³odziejem i broñ nie jest mi obca ale nikogo nie zabi³em a poza tym nienawidzê widoku krwi . Od razu mam zawroty g³owy . A tam by³o o wiele za du¿o tej cholernej krwi . Tak wiêc podnios³em portfel a obok le¿a³a ta wizytówka wiêc j± wzi±³em . Spanikowa³em nie wiedzia³em co to jest my¶la³em ¿e to jedna z moich kart wypad³a z portfela .
- Masz j± jeszcze ?
- Tak powinna byæ tam gdzie jest reszta moich rzeczy . Popytaj tych przydupasów .
Skin±³ g³ow± w stronê policjanta .
- Dobrze zrobiê to .
Wsta³a . Schowa³a notes . Poprawi³a jeszcze szal i wysz³a tym swoim szybkim krokiem .
- Do zobaczenia Arlette - powiedzia³ Robert têsknym wzrokiem odprowadzaj±c pani± prawnik do drzwi .
VI
Londyn , sklep pani Brown , Stalin Street , 22 Luty 2007 roku
- Mi³o mi w koñcu pani± widzieæ . Jestem Arlette Mantows .
- Przyjemno¶æ po mojej stronie pani prokurator - odpowiedzia³a pani Brown .
Od tej kobiety emanowa³a pewna aura . W jej zachowaniu na pró¿no mo¿na by by³o siê dopatrzeæ chocia¿by najmniejszych uchybieñ . Pe³na klasa kosztownego wdziêku .
Siedzia³y w wielkim salonie który by³ po³±czony ze sklepem z futrami .
- O czym chcia³a by pani porozmawiaæ ? Czy mogê pani prokurator mówiæ po imieniu ?
Arlette wiedzia³a ¿e by³o to pytanie retoryczne . Skinê³a g³ow± . Ludziom na takim poziomie nie odmawia siê takiej b³ahostki .
- Czy zna³a pani ofiarê ? Niejakiego pana Bernarda Cliffa ?
- Tak . To amerykanin mieszkaj±cy u nas w Londynie . Kupi³ u mnie dwa futra z karaku³ów . Jedno czarne i bia³e . Szkoda biedaka . I to zmar³ w moim sklepie . Gdyby mój m±¿ ¿y³...No có¿...Sta³o siê , prawda ?Arlette te¿ powinna¶ my¶leæ o takim zakupie . Futro podkre¶li³o by twój status spo³eczny i doda³o tego nieziemskiego uroku . Mog³abym ci ¶wietnie doradziæ .
Pani prawnik u¶miechnê³a siê udaj±c speszenie .
- Jak na razie to dla mnie o wiele za drogo pani Brown . Pensja pani prokurator nie jest wcale tak wysoka .
Pani Brown wziê³a fili¿ankê z porcelany i przechyli³a do ust .
Arlette mia³a papiery prokuratora dziêki najbardziej znanemu prokuratorowi generalnemu , Davidowi Smithowi . Jej szef mia³ jeszcze wiêksze znajomo¶ci w organach prawa ni¿ niektórzy z lordów . Sama Arlette wywodzi³a siê ze szlachetnego rodu Mantows . Nigdy nie chcia³a zostaæ prokuratorem ale tak siê sta³o ¿e w niektórych przypadkach musia³a siê pos³u¿yæ tym tytu³em aby doj¶æ do prawdy . Do tej pory pomog³a wielu ludziom . Nawet je¿eli kilku z nich nie by³o bo¿onarodzeniowymi anio³kami .
- By³a pani wtedy w sklepie ?
- O dobry Bo¿e ! Na szczê¶cie nie . Taka okropno¶æ .
Wzdrygnê³a sie .
- A czy sprzedawca widzia³ to zaj¶cie ?
- Nie . Pete ma problemy z pêcherzem . Nie jeste¶my ju¿ tak m³odzi jak dawniej . Twierdzi ¿e poszed³ do ³azienki a gdy wróci³ zobaczy³ cia³o i mnóstwo krwi na pod³odze . Natychmiast zadzwoni³ na policjê .
- Tak . Rozumie . Gdyby siê pani przypomnia³o co¶ istotnego to proszê zadzwoniæ . Oto moja wizytówka . Do widzenia .
Uk³oni³a siê i korytarzem uda³a siê do sklepu . Mijaj±c po drodze kilku mê¿czyzn w garniturach . Obok nich sta³y wymalowane dziewczyny . Masywne sznury z pere³ wisia³y bezw³adnie na trochê zbyt du¿ych dekoltach .
cdn...
I
Clink Street (wiêzienie Clink) Londyn , 19 Luty 2007 roku
- Widzê ¿e David siê postara³ . Jak mam siê do pani zwracaæ ?
- Mów mi Arlette .
- Mi³o ciê poznaæ , Arlette .
Wiedzia³a ¿e nie ma du¿o czasu wiêc chcia³a od razu przej¶æ do sprawy . Wyciagnê³a swój notatnik i za³o¿y³a nogê na nogê .
- Mo¿emy zacz±æ ?
Spojrza³ na ni± z lekkim u¶miechem na ustach . By³a m³oda , lekko po trzydziestce . Mia³a d³ugie br±zowe w³osy spiête w kok . Kobieta sukcesu , pomy¶lal . Odchrz±kn±³ .
- Proszê chwilê poczekaæ - odpowiedzia³ basowym g³osem .
Zapali³ kolejnego papierosa . Chcia³ ¿eby chwilê jeszcze poczeka³a . Nie móg³ zrozumieæ dlaczego siê nie ¶pieszy . Czas by³ jego wrogiem . I to tym najgorszym .
Widzia³ ¿e siê denerwuje . Mia³a pewien odruch który u niej zauwa¿y³ . Krêci³a lew± stop± na dwie strony . A dzisiaj mia³a us³yszeæ prawdziw± historiê jego ¿ycia . Jego ostatniego tygodnia .
- Co chce pani dok³adnie wiedzieæ ?
- Wszystko - spojrza³a mu g³êboko w oczy .
Och , jak czêsto to mu siê zdarzy³o jak by³ na wolno¶ci . To spojrzenie . Tak kobiece i wnikliwe . Jakby chcia³a zbadaæ jego duszê .
Zaci±gn±³ siê mocno . Lewa stopa pani prawnik porusza³a siê miarowo . Lewa prawa . Lewa prawa .
- Chce pani wiedzieæ co zmusi³o mnie do kradzie¿y ? Po co zamordowa³em ? Czy kiedykolwiek narzeka³em na brak pieniêdzy ? Czy by³ to jedyny motyw ?
Chwilê milcza³a . Oprócz z³odzieja i mordercy widzia³a w nim kogo¶ o wielkiej wrêcz inteligencji . Cz³owieka który ma dar przekonywania innych . A to mo¿e siê okazaæ bardzo pomocne w s±dzie .
Cela do odwiedzin przypomnia³a jej gdzie siê znajduje i wyrwa³a j± z zadumy .
- Tak . Interesuje mnie dok³adnie wszystko . I te rêkawiczki . Przyznam ¿e jest pan intryguj±c± osob± .
Mile go to po³echta³o ale wiedzia³ ¿e mówi to celowo . Taka ma³a wojna psychologiczna . Brak ofiar sami my¶liwi . Tak...spodoba³a mu siê . Pani prawnik przypomnia³a mu kogo¶ kogo trzydzie¶ci lat temu bardzo kocha³ .
Rozsiad³ siê najwygodniej jak tylko potrafi³ i zgasi³ papierosa .
- Ju¿ wspomina³em ¿e jestem niewinny ?
- Tak wspomina³ pan panie Copland - odpowiedzia³a szybko .
Teraz to on na ni± spojrza³ tym przeszywaj±cym wzrokiem .
- Wierzy mi pani ?
- Wie pan ¿e to nie ja mam panu uwierzyæ a ³awa przysiêg³ych . Jestem tutaj z polecenia pañskiego przyjaciela a mojego szefa . Razem chcemy pana st±d wyci±gn±æ . S³ysza³ pan o czym¶ takim jak okoliczno¶ci ³agodz±ce ?
- Tylko w amerykañskich filmach które s± jak sztuczne gówno które sprzedaj± w tych swoich ¶miesznych sklepach .
- Potrzebujê wspó³pracy . Muszê mieæ ka¿d± informacjê . Umówmy siê panie Copland ¿e od dzisiaj opowie mi pan o swoim ¿yciu .
- W skrócie ?
Stopy pani prawnik krêci³y siê coraz szybciej .
- Niezupe³nie .
II
Nuneaton w Warwickshire (Wielka Brytania) 1978 rok
Dwór rodziny Barsman wygl±da³ nadzwyczaj szykownie . Wielka posiad³o¶æ dooko³a otoczona by³a lasem i kilkoma jeziorami . Przed elegancko wystrzy¿onym trawnikiem na nie ma³ym placu sta³o kilkana¶cie samochodów z ró¿nych dekad dwudziestego wieku . Od tych najnowszych po stare przed wojenne bentleye i rolls royce . Sir Barsman wyprawi³ w³a¶nie jeden z uroczystych bankietów . Najbardziej ucieszy³y go odwiedziny swojego dobrego przyjaciela Kena Loacha . Znanego i cenionego re¿ysera filmowego . Który urodzi³ siê w³a¶nie w Nuneaton . Zawsze mieli sobie wiele do powiedzenia .
W wielkiej sali oprócz go¶ci krz±ta³a siê s³u¿ba . Wzorowo us³uguj±c go¶ciom i omijaj±c siebie nawzajem nie tworz±c przy tym ¿adnych bulwersuj±cych kolizji . Uwagê ¿ony sir Tobiasza Barsmana , ca³kiem jeszcze m³odej lady Elizabeth przykuwa³ ma³y ch³opiec . By³ on synem s³u¿±cej która zmar³a na zapalenie p³uc zostawiaj±c dopiero co urodzone dziecko . Jej m±¿ chcia³ oddaæ niemowlê do sierociñca ale po d³ugich przekonywaniach ¿ony w koñcu uleg³ i pozwoli³ dziecku zostaæ . Jednak w przeciwieñstwie do Elizabeth sam nie darzy³ sympati± ma³ego ch³opca . Ju¿ gdy ten skoñczy³ piêæ lat kaza³ jednej ze s³u¿±cych aby nauczy³a go tego do czego jest stworzony . Pracy . W wolnych chwilach pod nieobecno¶æ pana domu malec przesiadywa³ na kolanach Elizabeth a ta czyta³a mu bajki . Zawsze pragnê³a dziecka lecz tylko na marzeniach siê skoñczy³o . Bezp³odno¶æ mê¿a nie pozwoli³a jej na zostanie matk± . Dlatego stara³a siê traktowaæ ch³opca jak w³asne dziecko .
Ch³opiec siedzia³ na marmurowych schodach i przygl±da³ siê go¶ciom raz po raz zerkaj±c na pani± domu . Ma³y Robert patrzy³ w³a¶nie na ³ysego i grubego Toma Walkinsa . Pisarza powie¶ci fantastycznych . Lubuj±cego siê w Tolkienie . By³ nad wyraz rozmown± indywidualno¶ci± o niedo¶cignionym apetycie . Rozmawia³ ze starsz± dam± któr± ch³opiec widzia³ po raz pierwszy . Chcia³o mu sie ¶miaæ z jej du¿ego trochê garbatego nosa . Zakry³ usta ma³ymi d³oñmi . Jedna ze s³u¿±cych pos³a³a mu karc±ce spojrzenie .
Uroczysto¶æ powoli dobiega³a koñca . Go¶cie napici i najedzeni zaczêli po koleji ¿egnaæ siê z sir Barsmanem . Kobiety napomina³y na odchodnym o jakich¶ wiêkszych zakupach w Londy¶kich sklepach . Za¶ panowie umawiali siê na kolejne polowania .
Kiedy wszyscy odjechali do swoich posiad³o¶ci . S³u¿ba niczym mrówki uwija³a siê doprowadzaj±c rezydencjê do idealnego porz±dku . Gospodarze poszli ju¿ do swojej jednej z kilkunastu sypialñ . S³u¿±cy krz±tali siê cicho stoj±c na warcie lub po prostu zeszli na ni¿sze kondygnacje do skromniejszych pokoi . Ma³y Robert Copland st±pa³ nies³yszalnie po korytarzu . Czêsto tak chodzi³ po nocy maj±c nadziejê ¿e spotka lady Elizabeth . Któr± tak bardzo kocha³ . Jego uwagê zwróci³y g³osy dobiegaj±ce z jednej z sypialñ . Podbieg³ na palcach pod drzwi i nadstawi³ uszu . S³ysza³ jak sir Barsman mówi podniesionym g³osem . Czasami krzycza³ . W¶ród tego wszystkiego wy³apa³ jeszcze p³acz Elizabeth .
Pierwszy raz s³ysza³ ¿eby p³aka³a . Nagle us³ysza³ g³uchy trzask . A pó¼niej kilka soczystych przekleñstw i jeszcze g³o¶niejszy p³acz .
Przestraszony chcia³ uciec do swojego pokoju . Jednak drzwi otworzy³y siê gwa³townie . Pan domu lekko zatacza³ siê na boki . Jedn± rêk± opar³ siê o drzwi . W g³êbi sypialni wtulona w poduszkê le¿a³a jego ¿ona i wci±¿ p³aka³a . Sir Barsman dopiero teraz dostrzeg³ ma³y kszta³t skulony obok jego nóg . Jego policzki poczerwienia³y ze z³o¶ci .
- I widzisz nawet jego nie potrafisz wychowaæ ! Ten ma³y paso¿yt siedzi pod moj± sypialni± i pods³uchuje ! - krzycza³ opryskuj±c siê ¶lin± i nerwowo targaj±c w±s .
Elizabeth podnios³a siê z ³ó¿ka . Popatrzy³a na przestraszonego ch³opca .
Malec widzia³ tylko rêkê która z ³atwo¶ci± podnios³a go do góry . A pó¼niej jak otwarta d³oñ z werw± l±duje na jego policzku . Si³a uderzenia odrzuci³a mu g³owê do ty³u .
Rozp³aka³ siê czuj±c jak piecze go twarz .
- Nie !
Elizabeth rzuci³a siê by obroniæ bezbronnego ch³opca .
- Nie wtr±caj siê ! Jeszcze dzisiaj w nocy kto¶ ze s³u¿by zabierze to ¶cierwo z tego domu !
III
Londyn , Stalin Street , 21 Luty 2007 roku
Kilku ludzi z ulicy wytyka³o palcem m³odego Pakistañczyka który w³a¶nie zrobi³ sobie przerwê na lunch . Na Stalin Street jak zawsze by³o t³oczno . Delikatna mg³a unosi³a siê nad wielkimi szyldami wyszukanych sklepów . Szczególn± uwagê przykuwa³ jedyny sklep w ca³ym Londynie który oferowa³ ¶wiatowej klasy futra z karaku³ów . Kiedy¶ by³ jeszcze jeden ale sp³on±³ nie ca³y rok temu . Pod sklepem sta³y zaparkowane luksusowe samochody . Co jaki¶ czas wysiada³y z nich m³ode kobiety w futrach i w szpilkach na imponuj±co wysokich obcasach . W³a¶cicielk± sklepu by³a nie jaka pani Brown . Piêædziesiêcioletnia wdowa o wielkich wp³ywach i ogromnych pieni±dzach . Sklep zalo¿y³ jej m±¿ Frank prawie piêæ lat temu . Sama w wolnych chwilach doradza³a klientom zakup futer . Na etacie pracowa³ u niej znajomy jej mê¿a , Pete .
Obok sklepu sta³a stara kamienica . Pani Brown chodzi³a tam do swojej przyjació³ki na pogawêdki o czasach swojej m³odo¶ci .
Niebieskie audi zatrzyma³o sie na niewielkim parkingu na ty³ach sklepu . Arlette raz jeszcze sprawdzi³a swój notatnik . Wiedzia³a ¿e musi zajrzeæ w miejsce gdzie to wszystko siê zaczê³o . Do rozprawy pozosta³o zaledwie kilka dni . A ona wci±¿ mia³a za ma³o informacji . Jedynie relacje Roberta Coplanda i raporty policji .
Zabra³a notatnik i wysiad³a z samochodu . Rozejrza³a siê dooko³a . Pod Ambasad± Pakistanu naprzeciwko sklepu z futrami kilku m³odych Anglików krzycza³o najbardziej wyszukane przekleñstwa .
Pokrêci³a z za¿enowania g³ow± i uda³a sie wprost do sklepu . Wystrój robi³ wra¿enie . Sklep nie by³ wielki ale bardzo wygodnie urz±dzony z bogatymi ozdobami . Futra na manekinach prezentowa³y siê znakomicie . Arlette jednak nie lubi³a futer a ju¿ napewno nie z karaku³ów . Sama my¶l o mordowaniu azjatyckich jagni±t przyprawia³a j± o md³o¶ci . W sklepie by³o kilka kobiet . Wszystkie sprawia³y wra¿enie bardzo bogatych i pewnie takie by³y . Przy kasie sta³ siwiej±cy ju¿ mê¿czyzna . Pani Brown nie bylo widaæ . Podesz³a do niego .
Ten spojrza³ na ni± z niesmakiem . Ju¿ wiedzia³a ¿e nie przypad³a mu do gustu . Raczej nie wygl±da³a jak te wystrojone bogate panienki z wyzywaj±cym makija¿em . Poprawi³a szal który zawsze opada³ zawiadacko na po³y p³aszcza .
- Czym mogê s³u¿yæ ?
- Dzieñ dobry . Szukam pani Brown .
- Pani Brown dzisiaj nie ma i zapewne ju¿ nie przyjdzie . Je¿eli jest co¶ w czym móg³ bym doradziæ to s³u¿ê pomoc± .
Cholera , mruknê³a pod nosem .
- Nie dziêkujê . Przyjdê jutro . Do widzenia .
- Do widzenia - burkn±³ .
I zaraz znikn±³ pomiêdzy stoiskami . Jak wychodzi³a zauwa¿y³a ¿e stoi przy wysokiej blondynie i gestykuluje g³adz±c czarne futro . Przesz³a na drug± stronê ulicy z³a ¿e nie porozmawia³a z byæ mo¿e najwa¿niejsz± osob± w tej ca³ej sprawie . Spojrza³a do notatnika . Gdy nagle w kogo¶ uderzy³a .
- Bardzo mi przykro . Nie zauwa¿y³am pana .
M³ody obcokrajowiec u¶miechn±³ siê dziecinnie .
- Nic nie szkodzi . Naprawdê - powiedzia³ p³ynn± angielszczyzn± .
Skin±³ jej g³ow± i oddali³ siê szybkim krokiem .
Otrz±snê³a siê i schowa³a czarny notatnik do torebki . Stanê³a przed masywn± kamienic± . Nastêpn± osob± jak± chcia³a wypytaæ na w³asn± rêkê byl Alex . ¦wiadek ca³ego zdarzenia które rozegra³o siê tydzieñ temu w pi±tek .
Mieszka³ pod numerem siódmym . W ¶rodku kamienica by³a odnowiona . Zainstalowano windê przy której sta³ mê¿czyzna w roboczych ubraniach . Na uszach mia³ s³uchawki i kiwa³ g³ow± do tylko jemu znanego rytmu . Wesz³a do ¶rodka i wcisnê³a siódemkê . Winda szybko jecha³a w górê . Jeden , dwa , trzy...Nagle stanê³a gwaltownie . Arlette lekko zako³ysa³a siê obijaj±c siê o ¶ciany windy .
- Niech to szlag ! - zaklê³a poirytowana .
Z ca³ej si³y pchnê³a drzwi . Nie pu¶ci³y . Wyci±gnê³a komórkê i zadzwoni³a po pomoc .
IV
Londyn , Mieszkanie numer 7 , Stalin Street 21 Luty 2007 roku
Kilka kruków przysiad³o na drzewie . W oknie naprzeciwko sta³ pewien mê¿czyzna . Z³oty teleskop wycelowany by³ centralnie w kruki . Ju¿ od d³u¿szego czasu mia³y tam gniazdo . Na wierzcho³ku wysokiej jod³y . Alex odwróci³ na chwilê wzrok od teleskopu . Siêgn±³ po cygaro . By³ ornitologiem z zami³owania . Najbardziej lubi³ kruki . Poci±ga³y go bardziej ni¿ inne ptaki . A i co wa¿ne by³y od innych du¿o m±drzejsze . Osi±ga³y nawet sze¶ædziesi±t centymetrów a rozpiêto¶æ ich skrzyde³ potrafi³a przekroczyæ metr . Nagle zwróci³ uwagê na dwoje osób które wpad³y przypadkowo na siebie . U¶miechn±³ siê sam do siebie . Czasami lubi³ na chwilê odwróciæ wzrok od kruków . Tak jak tydzieñ temu w pi±tek . Oczywi¶cie z³o¿y³ wystarczaj±co przekonywuj±ce zeznania .
Jeden z kruków w³a¶nie wylecia³ z gniazda . W du¿ym stalowo-szarym dziobie trzyma³ patyk .
- Co za ptaki !
Alex chwilê jeszcze posiedzia³ przy teleskopie . Za chwilê jednak poderwa³ siê gwa³townie i wybieg³ po¶piesznie z mieszkania .
V
Clink Street (wiêzienie Clink) Londyn , 22 Luty 2007 roku
- I na czym stoimy ?
Arlette wyci±gnê³a swój notes .
- Niestety nie da³am rady porozmawiaæ z pani± Brown . A pó¼niej by³o jeszcze gorzej ...
- Co siê sta³o Arlette ? - spyta³ tym swoim wysokim g³osem .
Ta chwilê nie odzywa³a siê .
- By³am siê spotkaæ ze ¶wiadkiem .
- Alex Goldwings ?
- Tak . Jednak nie zasta³am go . Winda siê zaciê³a i minê³o trochê czasu za nim j± naprawili . A potem nikt nie otwiera³ .
Popatrzy³ na ni± . By³ jej wdziêczny ¿e tak siê zaanga¿owa³a . No ale w koñcu do tego jest stworzona . Przypomnia³ sobie s³owa sir Barsmana . Jego twarz wykrzywi³ zimny u¶miech .
- Dasz radê . Wierzê w ciebie . W koñcu David nie przys³a³ mi byle kogo .
K±ciki jej ust lekko zadr¿a³y .
- Najdziwniejsze jest to ¿e gdy wsiada³am do windy sta³ przy niej mê¿czyzna w roboczych ubraniach . Mo¿e wariujê ale my¶la³am ¿e mo¿e by pomóg³ gdyby by³ tym kim powinien byæ .
Robert zagryz³ wargi . By³ niewinny a kto¶ go wrobi³ . By³ pewien ¿e ma racjê . Ale nie chcia³ jej tego powiedzieæ .
- Pewnie by³ z ekipy porz±dkowej . Nic szczególnego . Awarie wind zdarzaj± siê bardzo czêsto .
- Pewnie ma pan racjê .
- Mów mi Robert .
- Dobrze .
Siêgnê³a do torebki i wyci±gnê³a paczkê papierosów . Otworzy³a j± i poda³a mu .
- Proszê .
- Dziêkujê .
Zapali³ . Chmury szarego dymu unosi³y siê nad ich g³owami . Oboje wygl±dali na znu¿onych . Arlette mia³a podkr±¿one oczy . Spojrza³ na jej w±sk± twarz .
- Musisz sypiaæ Arlette .
- Nie mam czasu . Taka praca .
- Tak . Wylecia³o mi to z g³owy . Tak czy inaczej trochê snu ci nie zaszkodzi .
Pracowa³a ju¿ z ró¿nymi klientami ale Roberta polubi³a . Mia³ co¶ takiego w sobie co przyci±ga . Tylko te rêkawiczki j± irytowa³y ale do tego jeszcze wróci . W sumie nie odgrywa³y tak wielkiej roli w sprawie .
- Tak wiêc jako ma³y ch³opiec trafi³e¶ do sierociñca . I co dalej ?
Zamy¶li³ siê na chwilê . Papieros pali³ siê wolno . Czas jakby stan±³ w miejscu by razem z nim z³apaæ oddech .
- Z sierociñca ucieka³em wiele razy . By³em bardzo sprytny jak na ch³opca w moim wieku .
W to akurat nie w±tpi³a . Zwróci³a uwagê ¿e znowu krêci stop± . Robi³a to ju¿ automatycznie .
- Kiedy pierwszy raz ukrad³e¶ ?
- Ukrad³em taki ma³y samochód jednemu dzieciakowi z pokoju . Bardzo siê nim chwali³ . Wszyscy ch³opcy mu go zazdro¶cili . Mia³ swój schowek . Kiedy¶ go podpatrzy³em i wzi±³em samochód . Nikt niczego nie zauwa¿y³ . Nie by³o podejrzeñ . W koñcu mia³em zaledwie dziewiêæ lat . Z czasem bra³em coraz wiêcej ró¿nych rzeczy . Kiedy zgin±³ zegarek jednej z naszych pañ to wezwano policjê . Od tamtej pory nauczy³em siê profesjonalnie wykonywaæ swoje haniebne czynno¶ci . Wszystko mia³em dok³adnie zaplanowane . Kiedy podros³em uciek³em wraz z koralami pewnej starszej pani która dawa³a pieni±dze na sierociniec . Dosta³em za nie trochê pieniêdzy . Mieszka³em w Londynie w ma³ym pokoju na strychu . Za czynsz p³aci³em z tego co uda³o mi siê ukra¶æ . Pó¼niej chcia³em wiêcej . Nie wystarcza³y mi drobne kradzie¿e . Mój talent pozwoli³ mi na okradanie bogatych ludzi . Rabowa³em sklepy od Liverpoolu po Newcastle . Ale najczê¶ciej by³y to drogie sklepy na przedmie¶ciach Londynu . Jak widaæ sz³o mi ca³kiem nie¼le .
Arlette skrzywi³a siê .
- No có¿ mi³o jest wiedzieæ ¿e p³acisz mojemu szefowi brudnymi pieniêdzmi .
- Sama mówi³a¶ . Taki zawód .
Papieros zgas³ lekko parz±c go w palec .
- Tak . Taki zawód . Teraz chce ¿eby¶ mi powiedzia³ co¶ istotnego . Co¶ co by nas posunê³o naprzód .
- Na przyk³ad ?
- Alex Goldwings zezna³ ¿e widzia³ jak wybiegasz przera¿ony ze sklepu . Podobno po co¶ siê schyli³e¶ . W materiale dowodowym niczego takiego nie znalaz³am . Co to by³o ?
- Jaka¶ wizytówka . Z ty³u by³o co¶ napisane .
- Po co j± podnios³e¶ ? - spyta³a .
Widaæ ¿e by³a bardzo skupiona . Uda³o jej siê choæ na chwile opanowaæ odruch krêcenia stop± .
- Szuka³em pod drzwiami portfela . Wypad³ mi kiedy zobaczy³em cia³o . Wierz mi mo¿e i jestem z³odziejem i broñ nie jest mi obca ale nikogo nie zabi³em a poza tym nienawidzê widoku krwi . Od razu mam zawroty g³owy . A tam by³o o wiele za du¿o tej cholernej krwi . Tak wiêc podnios³em portfel a obok le¿a³a ta wizytówka wiêc j± wzi±³em . Spanikowa³em nie wiedzia³em co to jest my¶la³em ¿e to jedna z moich kart wypad³a z portfela .
- Masz j± jeszcze ?
- Tak powinna byæ tam gdzie jest reszta moich rzeczy . Popytaj tych przydupasów .
Skin±³ g³ow± w stronê policjanta .
- Dobrze zrobiê to .
Wsta³a . Schowa³a notes . Poprawi³a jeszcze szal i wysz³a tym swoim szybkim krokiem .
- Do zobaczenia Arlette - powiedzia³ Robert têsknym wzrokiem odprowadzaj±c pani± prawnik do drzwi .
VI
Londyn , sklep pani Brown , Stalin Street , 22 Luty 2007 roku
- Mi³o mi w koñcu pani± widzieæ . Jestem Arlette Mantows .
- Przyjemno¶æ po mojej stronie pani prokurator - odpowiedzia³a pani Brown .
Od tej kobiety emanowa³a pewna aura . W jej zachowaniu na pró¿no mo¿na by by³o siê dopatrzeæ chocia¿by najmniejszych uchybieñ . Pe³na klasa kosztownego wdziêku .
Siedzia³y w wielkim salonie który by³ po³±czony ze sklepem z futrami .
- O czym chcia³a by pani porozmawiaæ ? Czy mogê pani prokurator mówiæ po imieniu ?
Arlette wiedzia³a ¿e by³o to pytanie retoryczne . Skinê³a g³ow± . Ludziom na takim poziomie nie odmawia siê takiej b³ahostki .
- Czy zna³a pani ofiarê ? Niejakiego pana Bernarda Cliffa ?
- Tak . To amerykanin mieszkaj±cy u nas w Londynie . Kupi³ u mnie dwa futra z karaku³ów . Jedno czarne i bia³e . Szkoda biedaka . I to zmar³ w moim sklepie . Gdyby mój m±¿ ¿y³...No có¿...Sta³o siê , prawda ?Arlette te¿ powinna¶ my¶leæ o takim zakupie . Futro podkre¶li³o by twój status spo³eczny i doda³o tego nieziemskiego uroku . Mog³abym ci ¶wietnie doradziæ .
Pani prawnik u¶miechnê³a siê udaj±c speszenie .
- Jak na razie to dla mnie o wiele za drogo pani Brown . Pensja pani prokurator nie jest wcale tak wysoka .
Pani Brown wziê³a fili¿ankê z porcelany i przechyli³a do ust .
Arlette mia³a papiery prokuratora dziêki najbardziej znanemu prokuratorowi generalnemu , Davidowi Smithowi . Jej szef mia³ jeszcze wiêksze znajomo¶ci w organach prawa ni¿ niektórzy z lordów . Sama Arlette wywodzi³a siê ze szlachetnego rodu Mantows . Nigdy nie chcia³a zostaæ prokuratorem ale tak siê sta³o ¿e w niektórych przypadkach musia³a siê pos³u¿yæ tym tytu³em aby doj¶æ do prawdy . Do tej pory pomog³a wielu ludziom . Nawet je¿eli kilku z nich nie by³o bo¿onarodzeniowymi anio³kami .
- By³a pani wtedy w sklepie ?
- O dobry Bo¿e ! Na szczê¶cie nie . Taka okropno¶æ .
Wzdrygnê³a sie .
- A czy sprzedawca widzia³ to zaj¶cie ?
- Nie . Pete ma problemy z pêcherzem . Nie jeste¶my ju¿ tak m³odzi jak dawniej . Twierdzi ¿e poszed³ do ³azienki a gdy wróci³ zobaczy³ cia³o i mnóstwo krwi na pod³odze . Natychmiast zadzwoni³ na policjê .
- Tak . Rozumie . Gdyby siê pani przypomnia³o co¶ istotnego to proszê zadzwoniæ . Oto moja wizytówka . Do widzenia .
Uk³oni³a siê i korytarzem uda³a siê do sklepu . Mijaj±c po drodze kilku mê¿czyzn w garniturach . Obok nich sta³y wymalowane dziewczyny . Masywne sznury z pere³ wisia³y bezw³adnie na trochê zbyt du¿ych dekoltach .
cdn...