Pijaństwo.
: 2008-08-10, 01:55
Â?e też po takim 0,5 litra Kadarki czerwonej półwytrawnej wszystko zaczyna wyglądać inaczej! I to nie tak, że się chmury robią różowe, czy tam rozmaryn pachnie wanilią, nie. Do tego stopnia inaczej, że nawet pisanie jest inne. Na treści się nie skupiasz, bo Ci sama płynie rwącą rzeką, natchnienie mimowolne, a tylko na gramatykę i ortografię zwracasz uwagę, coby poprawnie było. No i merytorycznie też, oczywiście. A, jeszcze interpunkcja.
Ale temat sam się ciśnie pod palce, czy pióro, jak kto woli.
Pomyśleć, że to po pijaku największe dzieła światowe powstawały! Może potrzebny jest jakiś łącznik między tymi impulsami neuronów, a ręką i po kilku lampkach wina zawsze to łatwiej, bo nić porozumienia i połączenia się odnajduje. Sama nie wiem.
Ja po pijaku zasadniczo pisać nie umiem. Ale lubię. Taka lekkość i frywolność się we mnie budzi, i choćbym miała o plantacjach trzciny cukrowej w Ameryce Południowej pisać, to słowo honoru - miło i radośnie by mi było, a interesująco, to na pewno. Może nawet o życiu intymnym afrykańskich mrówek, czy jedwabników. Skąd te jedwabniki pochodzą - nie wiem, to się wstrzymam z pisaniem "jakich".
Jakkolwiek, wracając do sedna. Pisanie po pijaku ma w sobie coś magicznego. Jest dużo szybsze i przyjemniejsze, a może nawet inaczej - rozkoszne i leciutkie, jak samo istnienie w stanie pijackiej radości. Kiedy to już wypiło się dużo, ale nie za dużo i nie tak dużo, by się żalić nowopoznanym koleżankom ze swoich problemów sercowych, czy łóżkowych. A w przypadku facetów nie tak dużo, by się bić (nigdy tego nie rozumiałam). I rozpiera wtedy taka pewność, że jest dobrze, jest tak, jak być powinno, a złe się nie zeźli.
Lubię być pijana w taki sposób tak bardzo, że aż czasem rozważam alkoholizm.
Ale temat sam się ciśnie pod palce, czy pióro, jak kto woli.
Pomyśleć, że to po pijaku największe dzieła światowe powstawały! Może potrzebny jest jakiś łącznik między tymi impulsami neuronów, a ręką i po kilku lampkach wina zawsze to łatwiej, bo nić porozumienia i połączenia się odnajduje. Sama nie wiem.
Ja po pijaku zasadniczo pisać nie umiem. Ale lubię. Taka lekkość i frywolność się we mnie budzi, i choćbym miała o plantacjach trzciny cukrowej w Ameryce Południowej pisać, to słowo honoru - miło i radośnie by mi było, a interesująco, to na pewno. Może nawet o życiu intymnym afrykańskich mrówek, czy jedwabników. Skąd te jedwabniki pochodzą - nie wiem, to się wstrzymam z pisaniem "jakich".
Jakkolwiek, wracając do sedna. Pisanie po pijaku ma w sobie coś magicznego. Jest dużo szybsze i przyjemniejsze, a może nawet inaczej - rozkoszne i leciutkie, jak samo istnienie w stanie pijackiej radości. Kiedy to już wypiło się dużo, ale nie za dużo i nie tak dużo, by się żalić nowopoznanym koleżankom ze swoich problemów sercowych, czy łóżkowych. A w przypadku facetów nie tak dużo, by się bić (nigdy tego nie rozumiałam). I rozpiera wtedy taka pewność, że jest dobrze, jest tak, jak być powinno, a złe się nie zeźli.
Lubię być pijana w taki sposób tak bardzo, że aż czasem rozważam alkoholizm.