mityczny rynek pracy
: 2009-08-07, 01:08
Szukając bardziej intratnego zajęcia ruszyła w tan. Łowcę dup poznała od razu. Do pasa miał przytroczone trofea. Ich waga powodowała, że poruszał się nieco koślawo. Jak miś. Śmierdział dezodorantem. Zaskoczyło ją, że wszystkie du du du były oskalpowane. Ale nie zapytała o to, choć był bardzo rozmowny. Śliniąc się opowiadał o swoim zajęciu, śliniąc się.
- Przyjemnie jest upolować dupę – to było kredowe zdanie.
Po kwadransie gadki okazało się, że bilans zajęcia jest niezadowalający. Masa upolowana minus energia użyta do tropienia i dzidowania daje tak zwane ujemne zyski.
Na łowcę motyli natknęła się przypadkiem, w tłumie. Stojące obok dziecko o aparycji łysego staruszka w okularach nagle wyjęło z tylnej kieszeni krótkich spodenek składaną siatkę.
- Zobacz - i zarzuciło jej na głowę. Na jej włosy i twarz posypały się motyle barwy. - Teraz złocień motyli syntetyzują z dziobów brojlerów i czegoś tam jeszcze. Na motyle nie ma zbytu. Biegać po łąkach na głodniaka to żadna frajda. Nawet dla mnie – łowcy z pradziada. Może przejmiesz moją siatkę?
Łowcę nieszczęść poznała na wakacjach w Maroku. Przyjechał odpocząć. Ona nie.
- Tylu nas jest a czuję jakbym sam odwalał cała robotę. Mówią, że to przywilej, nie każdy ma dar, każde gówno, nawet to wzniosłe lepi się do mnie nawet we śnie. I nie wiem, co mam z tym bagażem zrobić! Zobacz jakie zostawiam głębokie ślady.
Dlatego uciekł z piaszczystej pustyni, gdzie nocą wiatr przynosił z daleka cudze choroby, bezmarzenia, kwadratową samotność. Wymyślił, że w kanionach skalistych gór Atlasu będzie spokojniej. Opowiadając przy ognisku o sierotce, która będąc sama czystym nieszczęściem wylądowała w worze jego kumpla po fachu, unikał jej wzroku. Rozmowa przynosiła mu ulgę. Zamknęła ciążące powieki. Rano łowcy nie było. Agata nie mogła się podnieść.
- Przyjemnie jest upolować dupę – to było kredowe zdanie.
Po kwadransie gadki okazało się, że bilans zajęcia jest niezadowalający. Masa upolowana minus energia użyta do tropienia i dzidowania daje tak zwane ujemne zyski.
Na łowcę motyli natknęła się przypadkiem, w tłumie. Stojące obok dziecko o aparycji łysego staruszka w okularach nagle wyjęło z tylnej kieszeni krótkich spodenek składaną siatkę.
- Zobacz - i zarzuciło jej na głowę. Na jej włosy i twarz posypały się motyle barwy. - Teraz złocień motyli syntetyzują z dziobów brojlerów i czegoś tam jeszcze. Na motyle nie ma zbytu. Biegać po łąkach na głodniaka to żadna frajda. Nawet dla mnie – łowcy z pradziada. Może przejmiesz moją siatkę?
Łowcę nieszczęść poznała na wakacjach w Maroku. Przyjechał odpocząć. Ona nie.
- Tylu nas jest a czuję jakbym sam odwalał cała robotę. Mówią, że to przywilej, nie każdy ma dar, każde gówno, nawet to wzniosłe lepi się do mnie nawet we śnie. I nie wiem, co mam z tym bagażem zrobić! Zobacz jakie zostawiam głębokie ślady.
Dlatego uciekł z piaszczystej pustyni, gdzie nocą wiatr przynosił z daleka cudze choroby, bezmarzenia, kwadratową samotność. Wymyślił, że w kanionach skalistych gór Atlasu będzie spokojniej. Opowiadając przy ognisku o sierotce, która będąc sama czystym nieszczęściem wylądowała w worze jego kumpla po fachu, unikał jej wzroku. Rozmowa przynosiła mu ulgę. Zamknęła ciążące powieki. Rano łowcy nie było. Agata nie mogła się podnieść.