Aura - kontynuacja
: 2010-04-29, 22:18
viewtopic.php?t=6530
Pieprzona aura! Świeciło słońce, choc wiosna na dobre nie mogła się rozkręcić. Starannie ułożyła włosy, dopieściła makijaż rozświetlającymi kuleczkami. Ubrała się nienagannie z tzw. klasą - elegancki, choć modny żakiet ciekawie komponował się z białą koszulą i klasyczną spódniczką do pół-kolanka. Lakierki - sportowy fason i fajne połączenie z wyjściowym połyskiem. Poszła sama. On pojechał ich autem.
Do ołtarza szli uśmiechnięci - we dwoje. Pod salą rozpraw rzucił w jej kierunku wściekłe spojrzenie. " Tak wygląda nienawiść" - pomyślała i zrezygnowała z gestu podania ręki, który obojgu dałby choćby namiastkę poczucia, że dwadzieścia cztery lata nie poszły w błoto.
Na sali proponował, by nie orzekać. Wiedziała, że nigdy, przenigdy nie zaakceptuje głośnego przyznania się do winy.
Pieprzona aura! W takim dniu! Ręce drżały, ale mówiła opanowanym tonem - zdarzenia, fakty.., kolejne lata w migawkach brzmiały jak groteskowy mały świat - jej pieprzony świat - więcej niż połowa życia... Ich ślubni świadkowie już od lat byli rozwiedzeni. Mieli to za sobą i osobno mogli budować swoje nowe życia. A ponoć życie ma się tylko jedno..! Życie! Jej polisa już nie istniała - dzięki niej mogła wynająć prawnika. Ratująca życie polisa na życie... Odrobina otuchy, że ktoś ją reprezentuje.
Opowiadała: "Mój mąż, mój małżonek..." Potem on opowiadał: "Ona, ta kobieta..!" Jakby nie znał jej imienia, jakby była obca. Tonem i sformułowaniami lekceważył, gestami krzyczał i wymachiwał pogardę. Ławniczki oczami wyrażały zdumienie.
Ona też była zdumiona: "Ta kobieta chce rozwodu dla pieniędzy!".
Szlag..! Nigdy nie pomyślałaby, że usłyszy tak irracjonalny zarzut. Tylko jeden. Podobno do ubiegłego maja "było dobrze".
"Owszem - jemu! - pomyślała gniewnie. Szlag..!"
Jego prawnik próbował wytrącać ją z równowagi - strofował: "Proszę nie zwracać się do mnie! Proszę zwracać się do sądu!". Odpowiadając więc na jego pytania patrzyła w oczy ławniczek i sędziego. Stenotypistka zapisywała dokładnie jej słowa. Koleje małżeństwa w gorzkiej pigułce.
Ze sprawy wypadł jak burza - jego prawnik w pospiechu za nim. W biegu rzucił jej z uśmiechem "do widzenia".
Zobaczą się wkrótce. Na kolejnej swoistej sesji.
Wyszła sama - tak jak przyszła. Czuła się lżejsza o całe kilogramy bólu wyrzucone z siebie w kierunku obcych ludzi. Czuła się lżejsza i czuła że zrobiła krok, wiedziała, że tej marszruty nie przerwie, że dodrepcze...
Jej pamiętny kieliszek z plastycznej masy właśnie rozsypywał się w kawałki. Będzie mogła pozmiatać jego żałosne resztki i cieszyć się z aury, nareszcie cieszyć się słońcem, cieszyć się
majem. Będzie pachniał bosko..!
Pieprzona aura! Świeciło słońce, choc wiosna na dobre nie mogła się rozkręcić. Starannie ułożyła włosy, dopieściła makijaż rozświetlającymi kuleczkami. Ubrała się nienagannie z tzw. klasą - elegancki, choć modny żakiet ciekawie komponował się z białą koszulą i klasyczną spódniczką do pół-kolanka. Lakierki - sportowy fason i fajne połączenie z wyjściowym połyskiem. Poszła sama. On pojechał ich autem.
Do ołtarza szli uśmiechnięci - we dwoje. Pod salą rozpraw rzucił w jej kierunku wściekłe spojrzenie. " Tak wygląda nienawiść" - pomyślała i zrezygnowała z gestu podania ręki, który obojgu dałby choćby namiastkę poczucia, że dwadzieścia cztery lata nie poszły w błoto.
Na sali proponował, by nie orzekać. Wiedziała, że nigdy, przenigdy nie zaakceptuje głośnego przyznania się do winy.
Pieprzona aura! W takim dniu! Ręce drżały, ale mówiła opanowanym tonem - zdarzenia, fakty.., kolejne lata w migawkach brzmiały jak groteskowy mały świat - jej pieprzony świat - więcej niż połowa życia... Ich ślubni świadkowie już od lat byli rozwiedzeni. Mieli to za sobą i osobno mogli budować swoje nowe życia. A ponoć życie ma się tylko jedno..! Życie! Jej polisa już nie istniała - dzięki niej mogła wynająć prawnika. Ratująca życie polisa na życie... Odrobina otuchy, że ktoś ją reprezentuje.
Opowiadała: "Mój mąż, mój małżonek..." Potem on opowiadał: "Ona, ta kobieta..!" Jakby nie znał jej imienia, jakby była obca. Tonem i sformułowaniami lekceważył, gestami krzyczał i wymachiwał pogardę. Ławniczki oczami wyrażały zdumienie.
Ona też była zdumiona: "Ta kobieta chce rozwodu dla pieniędzy!".
Szlag..! Nigdy nie pomyślałaby, że usłyszy tak irracjonalny zarzut. Tylko jeden. Podobno do ubiegłego maja "było dobrze".
"Owszem - jemu! - pomyślała gniewnie. Szlag..!"
Jego prawnik próbował wytrącać ją z równowagi - strofował: "Proszę nie zwracać się do mnie! Proszę zwracać się do sądu!". Odpowiadając więc na jego pytania patrzyła w oczy ławniczek i sędziego. Stenotypistka zapisywała dokładnie jej słowa. Koleje małżeństwa w gorzkiej pigułce.
Ze sprawy wypadł jak burza - jego prawnik w pospiechu za nim. W biegu rzucił jej z uśmiechem "do widzenia".
Zobaczą się wkrótce. Na kolejnej swoistej sesji.
Wyszła sama - tak jak przyszła. Czuła się lżejsza o całe kilogramy bólu wyrzucone z siebie w kierunku obcych ludzi. Czuła się lżejsza i czuła że zrobiła krok, wiedziała, że tej marszruty nie przerwie, że dodrepcze...
Jej pamiętny kieliszek z plastycznej masy właśnie rozsypywał się w kawałki. Będzie mogła pozmiatać jego żałosne resztki i cieszyć się z aury, nareszcie cieszyć się słońcem, cieszyć się
majem. Będzie pachniał bosko..!