ostra jazda bez hamulców
: 2008-10-26, 18:07
nawiązanie do tematu "ostra jazda" http://nieszuflada.pl/
"Ani Chrystus, ani Sokrates czy Budda nie mówili rzeczy szczególnie oryginalnych." - jakub winiarski.
aby nie zarzucano mi braków literackich związanych z przeczytaniem -nie tych- książek
-nie do tego tematu- posłużę się gotowym "Szablonem Mistrza" udostępnionym przez marka trojanowskiego na blogu http://www.historiamoichniedoli.pl/. jako, że nie jestem poetką w pełnym słowa znaczeniu, a wywodzę się z erekcjato, to zdarza mi się postawić w pion czytelnika mylącego kawalato z rebusoto. nie będę się nad tym rozwodziła, bo przy rozwodach wyciąga się największe śmieci na wierzch, które latami były upychane pod dywan. rewizjonistyczna krytyka feministyczna nie jest mi obca, w takim stopniu jak kanon literacki reprezentowany przez większych od wielkich na różnych portalach internetowych z patentem na rozwój poezji. z tego też powodu postanowiłam zacząć od początku i zostać literatką. "Szablon mistrza" jest na tyle praktyczny, że krytyk nie jest zmuszony do czytania książek i zastanawiania się, co też ten autor miał na myśli, wystarczy przeczytać przecież część pracy jakiegoś autora netowego i już można ostro jechać. wybrałam sobie na początek pracę prawie nieznanego mi literata jakuba winiarskiego
http://poewiki.org/index.php/Strona_oso ... )%E2%80%9D
dlaczego winiarskiego? znałam kiedyś porządną rodzinę winiarskich, mieszkali w przemyślu na rogu łozowej i pocztowej, później się przeprowadzili do warszawy.
Tadeusz Różewicz, „Kup kota w worku (work in progress)”. nie wiem czy to jest krytyka, cenzura, recenzja, omówienie czy słowo wstępne, w zasadzie jest to bez znaczenia, wybrałam ten tekst z tego powodu, że tadek i jacuś brali udział w wieczorach poetyckich poświęconych ich twórczości, organizowanych w bolesławcu, z którym jestem związana, nie tylko aferami ale i konkursami finansowanymi z zysków wypracowanych na plantacjach http://boleslawiec.wfp.pl/news.php?id=13610 , ta nie jest moja, należy do mojego wujka, którego nie udało mi się przekonać, aby nie używał kosy spalinowej, kiedy wszyscy śpią, tylko tak jak ja, zapierdalał siekierą. wujek jest tępy, jak siekiera i do ostrej jazdy nie pasuje, nigdy nie słyszał o poezji wysokiej, to znaczy o tej która przerasta inną poezje i samych wielkich poetów. posłużę się tu przykładem, przyjmijmy, że "parapoezja" jest kukurydzą, a to co wujek pali ma trzy metry wysokości, wtedy wnioski się same wysnuwają, są widoczne namacalne i konsumpcyjne, przerastające badziewie, więc niech tu będzie ta literatura wysoka. gdybym się zapytała pierwszego lepszego laureata "konkursu kościotrupków" co to takiego, odpowiedziałby: banał, lub dosadniej: "Nędza", ale poetom żyjącym z poezji, zarabiającym na niej, nie wypada napisać "chuj nie erekcjato", zmuszeni są utrzymać swoje miejsce w literaturze, stojąc w miejscu i przemieniając się w pomnik dziedzictwa narodowego już za życia, bo boją się, że kiedy zrobią krok do przodu, to ich miejsce zajmie inny poeta nie mający uregulowanego genetycznie "von" i dwóch ciotek bawiących się lalą z reinland pfalz, czy hessen. łatwiej jest napisać wierszyk o niemieckiej polskości w barokowym bolesławcu, niż wychylić się z wysokości poezji wysokiej i spaść na pysk, by leżeć obok marka.
powrócę do powyższego tekstu, ale najpierw wracam do tematu. tekst, przeleciałam pobieżnie, wyłapałam kilka wątków, moim zdaniem wartościowych dla wujka puszczającego kółka z własnej plantacji. jakub winiarski "ładnie" się wyraża o kantcie. dobrze, że w takim tekście występuje filozof, który kantuje. moim zdaniem jeden kanciarz by wystarczył, ale kuba jest chciwy i przebiegły, to od razu dorzuca, hegela i duo heideggera i wittgensteina, którzy tam pasują do siebie jak masłowska ups... masło do ot bytu. wittgenstein ze swoją logiką języka i stwierdzeniem miotła stoi w kącie, lub ta miotła stoi w kącie, ma się tak do heideggerowskiego człowieka i środowiska, jak gombrowicz do Harry Pottera, któremu kuba poświęca najwięcej energii i miejsca. ludwig był żydem i wyganiał filozofów do łopaty, lub kazał im zapierdalać siekierą, a marcin był faszystą i denuncjował studentów, lub kolegów, czyli takich ludwigów, którzy napisali tylko jedną książkę, czym oni zapierdalali literatura nie podaje. jakub winiarski dekoruje swoją cenzurkę zwłokami różnych wielkich, po to aby stworzyć atmosferę literatury wielkiej, czyli takiej, która będzie czytana za sto lat, bo dzisiaj nikt do niej nie dorósł, nazwisk jest dość dużo, powód wyjaśnił marek trojanowski w "Szablonie Mistrza", kto wie, co będzie za dwadzieścia lat? może tym wielkim poobcinają nogi, lub ich przewrócą, tak jak przewrócili marka, ups... marek się potknął i upadł, kiedy wyciągano do niego rękę, zaprzeczył, że się przewrócił. "leżę sobie, a co nie wolno?", wyparł się ułomności fizycznej i psychicznej. nowa interpretację słynnego wiersza, tym razem dedykował moherom, którzy go pognali batem z uniwersyteckich murów wysokich. nie ma czego żałować, trojanowskiemu alias jhvh wyszło to na dobre, bo za każdym mlasknięciem, siorbnięciem, chrumknięciem stado głupich pizd wzdychających do jacusia och... ach... ech... rozodziewa się i zapierdala do stojącego konduktu przy leżącym marku, wytykając jacusia paluszkiem. leżący doktor potrafi pocieszyć każdą głupią pizdę, ze wścieklizną macicy literackiej dodając końcówkę "us" do identyfikatora, jak w przypadku justynus bargielowskaus, która tonami tomów nie sięgających do kolan próbuje zasłonić pizdowatość.
kuba winiarski nie akceptuje takiego stanu w literaturze wysokiej i chętnie dobiłby leżącego lub umieścił go tam, gdzie jego miejsce, czyli na krzyżu. kuba nie kryje się z tym, że jest samoukiem i z pewnością już doszedł do tego, że porywanie się z motyką na księżyc wyszło z mody, ja raczej go widzę z motyka na moich plantacjach, na których z kolei nie widzę tadka, ze względu na sędziwy wiek i fizyczną nieudolność do plewienia chwastów pomiędzy kukurydzą, a literaturą wysoką. uśmiercanie tadka niejadka za życia jest syzyfową pracą w szklanym domu. epoki się nie wydrapuje brudnymi paznokciami, bo ona już minęła, już jej nie ma, wkuła się na trwałe w literaturę i czy to będzie ostra jazda, czy tez tępa, zależy od kierowcy legitymującego się prawem jazdy wydanym "w którymś z tybetańskich klasztorów, w którym szkolił się w zakresie techniki 10 Punktów Zapalnych. Ową unikalną sztukę walki, która polegała na uśmiercaniu wroga samym tylko spojrzeniem na odpowiednie miejsca na ciele ofiary, została przez Winiarskiego zaadoptowana dla potrzeb krytyki literackiej."
„Ta niesamowita recenzja złożona jest z "zamiast wstępu" i dziewięciu części, oddzielonych od siebie pustymi wersami. jest przykładnie napisanym doświadczeniem intelektualistów na przestrzeni ewolucji literatury, sytuujących się na granicy prozy i poezji, jawy i snu. W pierwszym odruchu przywodzi na myśl pełne mądrości i smutku jerofiejewa wieniedikta - moskwa pietruszki, tutaj jakoby pożenione z metaforycznie rozwichrzonymi brandburego raya - kronikami marsjańskimi, albo pareca georgesa -zycie instrukcja obslugi; przypomina też podszytą kabałą prozę huxleya leonarda <em> i surrealne zapiski hrabala bohumila - pociągi pod specjalnym nadzorem. Ale może skojarzyć się również z tym, co obecnie robi w literaturze Tadeusz Różewicz, „Kup kota w worku (work in progress)" to się przekonasz.
"Jeżeli komuś żart i powaga a la Różewicz – te żarty i ta powaga, z których ty na przykład nie masz ochoty śmiać się – podobają się i jeżeli ktoś, zachwycony, klaszcze, docenia, śmieje się, wzrusza i łka w ekstazie, no to super – może to jest właśnie publiczność Tadeusza Różewicza, rozumiejąca go w każdym przecinku i sylabie i pragnąca, by dalej ich bawił, wzruszał, mamił, prowokował, drażnił, zachwycał. Ja nigdy nie byłem dobrą publicznością dla twórczości tego akurat poety. Wolałem, z naszych rodzimych autorów, Miłosza, Herberta, Iwaszkiewicza, ÂŚwirszczyńską, Szymborską. A Różewicz? Powiedzmy, że jest sobie na świecie pan Różewicz, pisze, ma się dobrze. Krytycy go, jak miałeś okazję zaobserwować po „Kup kota w worku”, rozgrzeszą i wytłumaczą z każdego badziewia, jakie mu z pióra na papier spłynie, zatem ja mogę tylko wzruszyć ramionami. I wzruszam. Resztę moich uwag można znaleźć w tekście na poewiki.org i dyskusji, jaka przetoczyła się w wątku na nieszufladzie." - jakub winiarski.
z pewnością zarzuci się mi to, że zjadłam zęby na literaturze, czemu zmuszona będę zaprzeczyć. zęby mam wszystkie i to nie z łaski, ale własne, ze swojej strony mogę dodać, że dupa się nie ściera i pizda nie boli jeśli się pisze, a nie pierdoli. zgodzę się również z tym, że erekcja to może postawić niejednemu oczy w słup, jeśli się nie jest impotentem literackim usmarowanym cudzą spuścizną.
"Ani Chrystus, ani Sokrates czy Budda nie mówili rzeczy szczególnie oryginalnych." - jakub winiarski.
aby nie zarzucano mi braków literackich związanych z przeczytaniem -nie tych- książek
-nie do tego tematu- posłużę się gotowym "Szablonem Mistrza" udostępnionym przez marka trojanowskiego na blogu http://www.historiamoichniedoli.pl/. jako, że nie jestem poetką w pełnym słowa znaczeniu, a wywodzę się z erekcjato, to zdarza mi się postawić w pion czytelnika mylącego kawalato z rebusoto. nie będę się nad tym rozwodziła, bo przy rozwodach wyciąga się największe śmieci na wierzch, które latami były upychane pod dywan. rewizjonistyczna krytyka feministyczna nie jest mi obca, w takim stopniu jak kanon literacki reprezentowany przez większych od wielkich na różnych portalach internetowych z patentem na rozwój poezji. z tego też powodu postanowiłam zacząć od początku i zostać literatką. "Szablon mistrza" jest na tyle praktyczny, że krytyk nie jest zmuszony do czytania książek i zastanawiania się, co też ten autor miał na myśli, wystarczy przeczytać przecież część pracy jakiegoś autora netowego i już można ostro jechać. wybrałam sobie na początek pracę prawie nieznanego mi literata jakuba winiarskiego
http://poewiki.org/index.php/Strona_oso ... )%E2%80%9D
dlaczego winiarskiego? znałam kiedyś porządną rodzinę winiarskich, mieszkali w przemyślu na rogu łozowej i pocztowej, później się przeprowadzili do warszawy.
Tadeusz Różewicz, „Kup kota w worku (work in progress)”. nie wiem czy to jest krytyka, cenzura, recenzja, omówienie czy słowo wstępne, w zasadzie jest to bez znaczenia, wybrałam ten tekst z tego powodu, że tadek i jacuś brali udział w wieczorach poetyckich poświęconych ich twórczości, organizowanych w bolesławcu, z którym jestem związana, nie tylko aferami ale i konkursami finansowanymi z zysków wypracowanych na plantacjach http://boleslawiec.wfp.pl/news.php?id=13610 , ta nie jest moja, należy do mojego wujka, którego nie udało mi się przekonać, aby nie używał kosy spalinowej, kiedy wszyscy śpią, tylko tak jak ja, zapierdalał siekierą. wujek jest tępy, jak siekiera i do ostrej jazdy nie pasuje, nigdy nie słyszał o poezji wysokiej, to znaczy o tej która przerasta inną poezje i samych wielkich poetów. posłużę się tu przykładem, przyjmijmy, że "parapoezja" jest kukurydzą, a to co wujek pali ma trzy metry wysokości, wtedy wnioski się same wysnuwają, są widoczne namacalne i konsumpcyjne, przerastające badziewie, więc niech tu będzie ta literatura wysoka. gdybym się zapytała pierwszego lepszego laureata "konkursu kościotrupków" co to takiego, odpowiedziałby: banał, lub dosadniej: "Nędza", ale poetom żyjącym z poezji, zarabiającym na niej, nie wypada napisać "chuj nie erekcjato", zmuszeni są utrzymać swoje miejsce w literaturze, stojąc w miejscu i przemieniając się w pomnik dziedzictwa narodowego już za życia, bo boją się, że kiedy zrobią krok do przodu, to ich miejsce zajmie inny poeta nie mający uregulowanego genetycznie "von" i dwóch ciotek bawiących się lalą z reinland pfalz, czy hessen. łatwiej jest napisać wierszyk o niemieckiej polskości w barokowym bolesławcu, niż wychylić się z wysokości poezji wysokiej i spaść na pysk, by leżeć obok marka.
powrócę do powyższego tekstu, ale najpierw wracam do tematu. tekst, przeleciałam pobieżnie, wyłapałam kilka wątków, moim zdaniem wartościowych dla wujka puszczającego kółka z własnej plantacji. jakub winiarski "ładnie" się wyraża o kantcie. dobrze, że w takim tekście występuje filozof, który kantuje. moim zdaniem jeden kanciarz by wystarczył, ale kuba jest chciwy i przebiegły, to od razu dorzuca, hegela i duo heideggera i wittgensteina, którzy tam pasują do siebie jak masłowska ups... masło do ot bytu. wittgenstein ze swoją logiką języka i stwierdzeniem miotła stoi w kącie, lub ta miotła stoi w kącie, ma się tak do heideggerowskiego człowieka i środowiska, jak gombrowicz do Harry Pottera, któremu kuba poświęca najwięcej energii i miejsca. ludwig był żydem i wyganiał filozofów do łopaty, lub kazał im zapierdalać siekierą, a marcin był faszystą i denuncjował studentów, lub kolegów, czyli takich ludwigów, którzy napisali tylko jedną książkę, czym oni zapierdalali literatura nie podaje. jakub winiarski dekoruje swoją cenzurkę zwłokami różnych wielkich, po to aby stworzyć atmosferę literatury wielkiej, czyli takiej, która będzie czytana za sto lat, bo dzisiaj nikt do niej nie dorósł, nazwisk jest dość dużo, powód wyjaśnił marek trojanowski w "Szablonie Mistrza", kto wie, co będzie za dwadzieścia lat? może tym wielkim poobcinają nogi, lub ich przewrócą, tak jak przewrócili marka, ups... marek się potknął i upadł, kiedy wyciągano do niego rękę, zaprzeczył, że się przewrócił. "leżę sobie, a co nie wolno?", wyparł się ułomności fizycznej i psychicznej. nowa interpretację słynnego wiersza, tym razem dedykował moherom, którzy go pognali batem z uniwersyteckich murów wysokich. nie ma czego żałować, trojanowskiemu alias jhvh wyszło to na dobre, bo za każdym mlasknięciem, siorbnięciem, chrumknięciem stado głupich pizd wzdychających do jacusia och... ach... ech... rozodziewa się i zapierdala do stojącego konduktu przy leżącym marku, wytykając jacusia paluszkiem. leżący doktor potrafi pocieszyć każdą głupią pizdę, ze wścieklizną macicy literackiej dodając końcówkę "us" do identyfikatora, jak w przypadku justynus bargielowskaus, która tonami tomów nie sięgających do kolan próbuje zasłonić pizdowatość.
kuba winiarski nie akceptuje takiego stanu w literaturze wysokiej i chętnie dobiłby leżącego lub umieścił go tam, gdzie jego miejsce, czyli na krzyżu. kuba nie kryje się z tym, że jest samoukiem i z pewnością już doszedł do tego, że porywanie się z motyką na księżyc wyszło z mody, ja raczej go widzę z motyka na moich plantacjach, na których z kolei nie widzę tadka, ze względu na sędziwy wiek i fizyczną nieudolność do plewienia chwastów pomiędzy kukurydzą, a literaturą wysoką. uśmiercanie tadka niejadka za życia jest syzyfową pracą w szklanym domu. epoki się nie wydrapuje brudnymi paznokciami, bo ona już minęła, już jej nie ma, wkuła się na trwałe w literaturę i czy to będzie ostra jazda, czy tez tępa, zależy od kierowcy legitymującego się prawem jazdy wydanym "w którymś z tybetańskich klasztorów, w którym szkolił się w zakresie techniki 10 Punktów Zapalnych. Ową unikalną sztukę walki, która polegała na uśmiercaniu wroga samym tylko spojrzeniem na odpowiednie miejsca na ciele ofiary, została przez Winiarskiego zaadoptowana dla potrzeb krytyki literackiej."
„Ta niesamowita recenzja złożona jest z "zamiast wstępu" i dziewięciu części, oddzielonych od siebie pustymi wersami. jest przykładnie napisanym doświadczeniem intelektualistów na przestrzeni ewolucji literatury, sytuujących się na granicy prozy i poezji, jawy i snu. W pierwszym odruchu przywodzi na myśl pełne mądrości i smutku jerofiejewa wieniedikta - moskwa pietruszki, tutaj jakoby pożenione z metaforycznie rozwichrzonymi brandburego raya - kronikami marsjańskimi, albo pareca georgesa -zycie instrukcja obslugi; przypomina też podszytą kabałą prozę huxleya leonarda <em> i surrealne zapiski hrabala bohumila - pociągi pod specjalnym nadzorem. Ale może skojarzyć się również z tym, co obecnie robi w literaturze Tadeusz Różewicz, „Kup kota w worku (work in progress)" to się przekonasz.
"Jeżeli komuś żart i powaga a la Różewicz – te żarty i ta powaga, z których ty na przykład nie masz ochoty śmiać się – podobają się i jeżeli ktoś, zachwycony, klaszcze, docenia, śmieje się, wzrusza i łka w ekstazie, no to super – może to jest właśnie publiczność Tadeusza Różewicza, rozumiejąca go w każdym przecinku i sylabie i pragnąca, by dalej ich bawił, wzruszał, mamił, prowokował, drażnił, zachwycał. Ja nigdy nie byłem dobrą publicznością dla twórczości tego akurat poety. Wolałem, z naszych rodzimych autorów, Miłosza, Herberta, Iwaszkiewicza, ÂŚwirszczyńską, Szymborską. A Różewicz? Powiedzmy, że jest sobie na świecie pan Różewicz, pisze, ma się dobrze. Krytycy go, jak miałeś okazję zaobserwować po „Kup kota w worku”, rozgrzeszą i wytłumaczą z każdego badziewia, jakie mu z pióra na papier spłynie, zatem ja mogę tylko wzruszyć ramionami. I wzruszam. Resztę moich uwag można znaleźć w tekście na poewiki.org i dyskusji, jaka przetoczyła się w wątku na nieszufladzie." - jakub winiarski.
z pewnością zarzuci się mi to, że zjadłam zęby na literaturze, czemu zmuszona będę zaprzeczyć. zęby mam wszystkie i to nie z łaski, ale własne, ze swojej strony mogę dodać, że dupa się nie ściera i pizda nie boli jeśli się pisze, a nie pierdoli. zgodzę się również z tym, że erekcja to może postawić niejednemu oczy w słup, jeśli się nie jest impotentem literackim usmarowanym cudzą spuścizną.