List do Nikogo.
List do Nikogo.
Kochany Nikogo!
Prowokujesz mnie do przemyśleń, jak nikt.
ÂŚrednio to dobrze.
Nieważne.
W głośnikach Norah Jones, "Time after time". Płynie od jakichś dwóch godzin. Znasz to uczucie, kiedy piosenka tak się wtapia w otoczenie, jak martwa ćma ze spalonymi skrzydłami w wosk świecy, do której się cisnęła? I przestajesz ją słyszeć, nie dostrzegasz, że jest. Nawet, jeśli nucisz co bardziej wzruszające fragmenty.
Sporo się wydarzyło. Oczywiście, powiesz, nie było dnia, żeby coś się u Ciebie nie wydarzyło. Ale tak naprawdę wiesz, że bywały takie dni. A ostatni okres był wyjątkowo spokojny. Prawie uwierzyłam, że tak już zostanie. Głupiutka ja, naiwna, aż mi czasem samej siebie żal...
Wyjechałam na kilka dni. Było dobrze. Ludzie, których nie widziałam naprawdę dawno, miejsce, które mnie w jakiś spokój wycisza, ale i wypełnia taką ciepła siłą... zapach żywicy w lesie, do którego trzeba zejść po 109 schodkach i których ostatnim razem było 113, a jeszcze wcześniej 107... kto miałby siłę liczyć i doszukiwać się prawdy...
Spotkałam tam Garda, nie widziałam się z nim przeszło osiem miesięcy. Pracuje teraz u siebie, w jakimś przedszkolu, opowiada dzieciom o norweskim dialekcie i folklorze. Zawsze był dziwny... Chyba za to go właśnie lubię.
Opowiedział mi też trochę o rubinie, który zawsze noszę na szyi. A później stwierdził, że powinnam go sprzedać i uciec z nim do Norwegii.
Wariat.
Zastałam też Viktora, ale widziałam go tydzień wcześniej, więc nie było szału, całusów i rzucania się sobie na szyję (pomijając, rzecz jasna, późniejsze spotkania pierwszego stopnia za rogami mniejszych i większych budynków, w domku na drzewie, czy w biurze, kiedy twierdził, że pracuje i jest bardzo zajęty, a okazywało się, że jednak można być zajętym jeszcze bardziej...).
Któregoś dnia, podczas mocnej ulewy, zrobił mi kucyka z boku głowy, zgniótł loki, przeczesał grzywkę palcami, założył swój kapelusz z dużym rondem i stwierdził, że idealnie pasuje do mojej długiej, czarnej spódnicy i bluzki z bufiastymi rękawami, bo wreszcie wygądam jak "penoparuna wieżma". Mam nadzieję, że miał na myśli "pełnoprawną wiedźmę", nie coś gorszego. Muszę go poduczyć tego polskiego. No chyba, że przy najbliższym spotkaniu zajmniemy się czymś ciekawszym, np. francuskim...
Był i Jo. Zaprosił mnie do siebie, do Anglii, ale chyba się nie skuszę. Czuję się przy nim (w życiu nie uwierzysz!) trochę skrępowana.
A z drugiej strony, to naprawdę ciekawa propozycja i muszę ją jeszcze dobrze przemyśleć, bo szkoda byłoby stracić coś, co może się w najbliższym czasie nie przytrafić.
Wróciłam.
Przywiozłam kapelusz Viktora, opaleniznę, której być nie powinno, bo przecież mam fotoalergię, walijską flagę, trochę śladów po ugryzieniach komarów i uśmiech.
Mam też charakterystyczny zapach drewnianej szafy na ręczniku, którego postanowiłam nie prać, żeby zachować wspomnienia jak najdłużej.
I jeszcze kilka cytatów, zapisanych przerywającym mazakiem na kamykach, np. "ja bym się z nim nie całował, bałbym się, że dread mi wpadnie do oka", lub "ja, to się jeszcze nigdy nie utopiłem"...
Rozpiłam się niemiłosiernie. I pijana tańczyłam boso sambę i rumbę na mokrej trawie, przy drewnianych huśtawkach. Kręciłam przy tym biodrami jak szalona, aż do dziś mam zakwasy.
Popłakałam też trochę. Ale wiesz co, Nikogo? Gdybym mogła się cofnąć o te kilka dni i zmienić coś, cokolwiek, nie zmieniłabym nic. Bo przeszłość ma to do siebie, że tak naprawdę jest o wiele lepsza, niż nam się wydawała, kiedy była jeszcze teraźniejszością.
A w gruncie rzeczy chodzi chyba o to ciepło i głupiutki uśmiech, który pojawia się na samo wspomnienie i nie można go powstrzymać, a im bardziej się próbuje, tym bardziej się on pojawia...
Nie poprawiaj mnie, jeśli się mylę.
P.S. I wiesz co? Jeśli powiesz, że jestem romantyczna, to Cię chyba zabiję.
Prowokujesz mnie do przemyśleń, jak nikt.
ÂŚrednio to dobrze.
Nieważne.
W głośnikach Norah Jones, "Time after time". Płynie od jakichś dwóch godzin. Znasz to uczucie, kiedy piosenka tak się wtapia w otoczenie, jak martwa ćma ze spalonymi skrzydłami w wosk świecy, do której się cisnęła? I przestajesz ją słyszeć, nie dostrzegasz, że jest. Nawet, jeśli nucisz co bardziej wzruszające fragmenty.
Sporo się wydarzyło. Oczywiście, powiesz, nie było dnia, żeby coś się u Ciebie nie wydarzyło. Ale tak naprawdę wiesz, że bywały takie dni. A ostatni okres był wyjątkowo spokojny. Prawie uwierzyłam, że tak już zostanie. Głupiutka ja, naiwna, aż mi czasem samej siebie żal...
Wyjechałam na kilka dni. Było dobrze. Ludzie, których nie widziałam naprawdę dawno, miejsce, które mnie w jakiś spokój wycisza, ale i wypełnia taką ciepła siłą... zapach żywicy w lesie, do którego trzeba zejść po 109 schodkach i których ostatnim razem było 113, a jeszcze wcześniej 107... kto miałby siłę liczyć i doszukiwać się prawdy...
Spotkałam tam Garda, nie widziałam się z nim przeszło osiem miesięcy. Pracuje teraz u siebie, w jakimś przedszkolu, opowiada dzieciom o norweskim dialekcie i folklorze. Zawsze był dziwny... Chyba za to go właśnie lubię.
Opowiedział mi też trochę o rubinie, który zawsze noszę na szyi. A później stwierdził, że powinnam go sprzedać i uciec z nim do Norwegii.
Wariat.
Zastałam też Viktora, ale widziałam go tydzień wcześniej, więc nie było szału, całusów i rzucania się sobie na szyję (pomijając, rzecz jasna, późniejsze spotkania pierwszego stopnia za rogami mniejszych i większych budynków, w domku na drzewie, czy w biurze, kiedy twierdził, że pracuje i jest bardzo zajęty, a okazywało się, że jednak można być zajętym jeszcze bardziej...).
Któregoś dnia, podczas mocnej ulewy, zrobił mi kucyka z boku głowy, zgniótł loki, przeczesał grzywkę palcami, założył swój kapelusz z dużym rondem i stwierdził, że idealnie pasuje do mojej długiej, czarnej spódnicy i bluzki z bufiastymi rękawami, bo wreszcie wygądam jak "penoparuna wieżma". Mam nadzieję, że miał na myśli "pełnoprawną wiedźmę", nie coś gorszego. Muszę go poduczyć tego polskiego. No chyba, że przy najbliższym spotkaniu zajmniemy się czymś ciekawszym, np. francuskim...
Był i Jo. Zaprosił mnie do siebie, do Anglii, ale chyba się nie skuszę. Czuję się przy nim (w życiu nie uwierzysz!) trochę skrępowana.
A z drugiej strony, to naprawdę ciekawa propozycja i muszę ją jeszcze dobrze przemyśleć, bo szkoda byłoby stracić coś, co może się w najbliższym czasie nie przytrafić.
Wróciłam.
Przywiozłam kapelusz Viktora, opaleniznę, której być nie powinno, bo przecież mam fotoalergię, walijską flagę, trochę śladów po ugryzieniach komarów i uśmiech.
Mam też charakterystyczny zapach drewnianej szafy na ręczniku, którego postanowiłam nie prać, żeby zachować wspomnienia jak najdłużej.
I jeszcze kilka cytatów, zapisanych przerywającym mazakiem na kamykach, np. "ja bym się z nim nie całował, bałbym się, że dread mi wpadnie do oka", lub "ja, to się jeszcze nigdy nie utopiłem"...
Rozpiłam się niemiłosiernie. I pijana tańczyłam boso sambę i rumbę na mokrej trawie, przy drewnianych huśtawkach. Kręciłam przy tym biodrami jak szalona, aż do dziś mam zakwasy.
Popłakałam też trochę. Ale wiesz co, Nikogo? Gdybym mogła się cofnąć o te kilka dni i zmienić coś, cokolwiek, nie zmieniłabym nic. Bo przeszłość ma to do siebie, że tak naprawdę jest o wiele lepsza, niż nam się wydawała, kiedy była jeszcze teraźniejszością.
A w gruncie rzeczy chodzi chyba o to ciepło i głupiutki uśmiech, który pojawia się na samo wspomnienie i nie można go powstrzymać, a im bardziej się próbuje, tym bardziej się on pojawia...
Nie poprawiaj mnie, jeśli się mylę.
P.S. I wiesz co? Jeśli powiesz, że jestem romantyczna, to Cię chyba zabiję.
_______________
i wish i were special.
i wish i were special.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość