kolejny fragment przed dłuższą przerwą
: 2020-05-30, 07:31
Tak też uczynił. W drodze powrotnej do budynku zajrzał do skrzynki na listy. Nie było żadnych niespodzianek. Nie spodziewał się ich. Listonosz zawsze dzwonił do Johna i informował o przesyłkach, które w trakcie pandemii nie musiały już być dostarczane do rąk własnych. Było to wygodne, tak dla detektywa, jak i roznosiciela. Nacisnął na guzik windy. Po chwili drzwi otworzyły się. W środku zobaczył postać lekko pochyloną w stronę bocznego lustra. Kobieta szminkowała usta i przyglądała się swojemu odbiciu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że miała blaszaną głowę, a jej wargi były miedziane. Teraz na skutek makijażu nabrały koloru krwistoczerwonego.
- Dzień Dobry. - przywitała się.
- Dzień Dobry.
- Jak się panu podobam? - zapytała, wydymając lekko usta.
John przyjrzał się jej metalicznej czaszce. - Hmm.. Wydaje mi się, że pani styl może okazać się nowym trendem. - odpowiedział wymijająco mężczyzna.
- Nowa sytuacja spowodowała, że zaczynam nieco inaczej patrzeć na różne kwestie. - rozgadała się. - Na świecie jest bardzo dużo niesprawiedliwości. Ludzie są nieszczęśliwi. Nie mają pieniędzy, a ich ogólna kondycja jest nie do pozazdroszczenia. Postanowiłam zaangażować się w zmianę tego stanu rzeczy i działać na rzecz ogólnej poprawy i dobra ludzkości.
- Z blaszaną głową? Czy to oby dobry pomysł? - pomyślał John. - Piękna inicjatywa. Życzę powodzenia. - dodał już na głos.
Pożegnali się, gdy winda stanęła na drugim piętrze. Sąsiadka udała się do swojego mieszkania, a detektyw kontynuował podróż jeszcze jeden poziom w górę. Wrócił do biura, gdzie powitał go pies, który szarpał kapeć gospodarza i domagał się kolejnego spaceru. Detektyw podszedł do szafki i z opakowania wyjął trzy migdały. Rzucił pojedynczo Kafczysynowi.
- To powinno cię na jakiś czas uspokoić. - pomyślał.
********
Usiadł przed komputerem. Z sąsiedniego pomieszczenie dochodziły głosy zatrudnionych pracownic. Rozmowy dotyczyły małżeńskich zdrad, rodzinnych animozji, konfliktów wokół schedy po zmarłych bliskich. Były to typowe tematy poruszane przez kobiety w biurach detektywistycznym, będące w zasięgu spraw, którymi zajmowała się firma. John nie prowadził śledztw osobiście od czasu rozwikłania zagadki zaginięcia Zuzanny Kowalskiej. Wynagrodzenie, które otrzymał wtedy umożliwiło przeprowadzkę do nowszej części dzielnicy i zakup domu na wsi. Zainwestował także w rozwój przedsiębiorstwa, zatrudniając kilka pracownic. Kobiety były bardziej godne zaufania od mężczyzn. Charakteryzowała je lojalność, obca przedstawicielom płci przeciwnej, którzy, jak uważał detektyw, wcześniej czy później musieli zacząć myśleć o swoich korzyściach. Skończyć się to zatem musiało, albo robieniem tak zwanej lewizny, albo odejściem z pracy i założeniem własnego interesu. Na kobietach nie ciążyła presja, polegająca na konieczności dorobienia się i udowodnienia swojej wartości w oczach współplemieńców. A jeśli nawet również na nie narzucano niekiedy obowiązek sukcesu, mogły to zrealizować poprzez odpowiednie zamążpójście, przerzucając na męża tą uciążliwą powinność. Ambitne z natury, John odrzucał na rozmowach kwalifikacyjnych z automatu. Co bardziej złośliwi twierdzili natomiast, że detektyw zbyt męczył się samym sobą, żeby jeszcze tolerować innych mężczyzn w otoczeniu.
John wielokrotnie analizował sytuację i potencjał do dalszego rozwoju. Ostatecznie dochodził do wniosku, że progres będzie wymagał olbrzymiego wysiłku, a ryzyko niepowodzenia było bardzo duże. W efekcie takiej kalkulacji upewniał się zawsze, że jakakolwiek inicjatywa, zmierzająca do poprawy kondycji i statusu biura detektywistycznego wiązała się z dużą niepewnością, a rachunek zysków i strat niekoniecznie musiał wyjść na plus. Skupić się więc należało na utrzymaniu obecnego stanu rzeczy, co również wymuszało spory nakład pracy. Takiego rozrachunku dokonywał zazwyczaj, leżąc kilka godzin w wannie.
Do podstawowych, a na pewno ulubionych obowiązków prezesa, należało sprawdzanie stanu konta. Wszedł na stronę banku, wpisał hasło i przyjrzał się przelewom. Dłoń trzymająca myszkę zaczęła lekko drżeć. Uniósł rękę i wykonał gest, jakby chciał rzucić przedmiotem o ścianę. Powstrzymał się w ostatniej chwili i chwyci za telefon. Wystukał cyferki.
- Nie ma takiego numeru, nie ma takiego numeru. - odpowiedział mu głos.
- Jak to kurwa nie ma takiego numeru? - wrzeszczał do aparatu. - Przecież wczoraj z tym kutasem rozmawiałem.
Przyjrzał się jeszcze raz telefonowi i wystukał numer ponownie, tym razem poprawnie.
- Dzień dobry, z tej strony John z John & John.
- A witam serdecznie.
- Wczoraj przekazał mi pan informację, że faktura została opłacona. Nie odnotowaliśmy jednak wpływu.
- Rzeczywiście, przepraszam. Miałem zapłacić tuż po naszej rozmowie, ale pojawił się problem. - tłumaczył się klient.
- Jaki kurwa problem? - John nie potrafił się dłużej opanować.
- Ekm, żona źle się poczuła i musiałem …
- Jak ma się kurwa dobrze czuć, skoro przyfilowaliśmy ją na tym, że się puszcza z hydraulikiem? Za to masz nam właśnie zapłacić. - Proszę podesłać dzisiaj potwierdzenie przelewu na maila. W przeciwnym razie zmuszony będę oddać sprawę do windykacji. - detektyw rozłączył się.
Drzwi od pomieszczenia uchyliły się. - Może meliski panie prezesie?
- Tak, pani Krysiu, poproszę cały dzbanek.
- Dzień Dobry. - przywitała się.
- Dzień Dobry.
- Jak się panu podobam? - zapytała, wydymając lekko usta.
John przyjrzał się jej metalicznej czaszce. - Hmm.. Wydaje mi się, że pani styl może okazać się nowym trendem. - odpowiedział wymijająco mężczyzna.
- Nowa sytuacja spowodowała, że zaczynam nieco inaczej patrzeć na różne kwestie. - rozgadała się. - Na świecie jest bardzo dużo niesprawiedliwości. Ludzie są nieszczęśliwi. Nie mają pieniędzy, a ich ogólna kondycja jest nie do pozazdroszczenia. Postanowiłam zaangażować się w zmianę tego stanu rzeczy i działać na rzecz ogólnej poprawy i dobra ludzkości.
- Z blaszaną głową? Czy to oby dobry pomysł? - pomyślał John. - Piękna inicjatywa. Życzę powodzenia. - dodał już na głos.
Pożegnali się, gdy winda stanęła na drugim piętrze. Sąsiadka udała się do swojego mieszkania, a detektyw kontynuował podróż jeszcze jeden poziom w górę. Wrócił do biura, gdzie powitał go pies, który szarpał kapeć gospodarza i domagał się kolejnego spaceru. Detektyw podszedł do szafki i z opakowania wyjął trzy migdały. Rzucił pojedynczo Kafczysynowi.
- To powinno cię na jakiś czas uspokoić. - pomyślał.
********
Usiadł przed komputerem. Z sąsiedniego pomieszczenie dochodziły głosy zatrudnionych pracownic. Rozmowy dotyczyły małżeńskich zdrad, rodzinnych animozji, konfliktów wokół schedy po zmarłych bliskich. Były to typowe tematy poruszane przez kobiety w biurach detektywistycznym, będące w zasięgu spraw, którymi zajmowała się firma. John nie prowadził śledztw osobiście od czasu rozwikłania zagadki zaginięcia Zuzanny Kowalskiej. Wynagrodzenie, które otrzymał wtedy umożliwiło przeprowadzkę do nowszej części dzielnicy i zakup domu na wsi. Zainwestował także w rozwój przedsiębiorstwa, zatrudniając kilka pracownic. Kobiety były bardziej godne zaufania od mężczyzn. Charakteryzowała je lojalność, obca przedstawicielom płci przeciwnej, którzy, jak uważał detektyw, wcześniej czy później musieli zacząć myśleć o swoich korzyściach. Skończyć się to zatem musiało, albo robieniem tak zwanej lewizny, albo odejściem z pracy i założeniem własnego interesu. Na kobietach nie ciążyła presja, polegająca na konieczności dorobienia się i udowodnienia swojej wartości w oczach współplemieńców. A jeśli nawet również na nie narzucano niekiedy obowiązek sukcesu, mogły to zrealizować poprzez odpowiednie zamążpójście, przerzucając na męża tą uciążliwą powinność. Ambitne z natury, John odrzucał na rozmowach kwalifikacyjnych z automatu. Co bardziej złośliwi twierdzili natomiast, że detektyw zbyt męczył się samym sobą, żeby jeszcze tolerować innych mężczyzn w otoczeniu.
John wielokrotnie analizował sytuację i potencjał do dalszego rozwoju. Ostatecznie dochodził do wniosku, że progres będzie wymagał olbrzymiego wysiłku, a ryzyko niepowodzenia było bardzo duże. W efekcie takiej kalkulacji upewniał się zawsze, że jakakolwiek inicjatywa, zmierzająca do poprawy kondycji i statusu biura detektywistycznego wiązała się z dużą niepewnością, a rachunek zysków i strat niekoniecznie musiał wyjść na plus. Skupić się więc należało na utrzymaniu obecnego stanu rzeczy, co również wymuszało spory nakład pracy. Takiego rozrachunku dokonywał zazwyczaj, leżąc kilka godzin w wannie.
Do podstawowych, a na pewno ulubionych obowiązków prezesa, należało sprawdzanie stanu konta. Wszedł na stronę banku, wpisał hasło i przyjrzał się przelewom. Dłoń trzymająca myszkę zaczęła lekko drżeć. Uniósł rękę i wykonał gest, jakby chciał rzucić przedmiotem o ścianę. Powstrzymał się w ostatniej chwili i chwyci za telefon. Wystukał cyferki.
- Nie ma takiego numeru, nie ma takiego numeru. - odpowiedział mu głos.
- Jak to kurwa nie ma takiego numeru? - wrzeszczał do aparatu. - Przecież wczoraj z tym kutasem rozmawiałem.
Przyjrzał się jeszcze raz telefonowi i wystukał numer ponownie, tym razem poprawnie.
- Dzień dobry, z tej strony John z John & John.
- A witam serdecznie.
- Wczoraj przekazał mi pan informację, że faktura została opłacona. Nie odnotowaliśmy jednak wpływu.
- Rzeczywiście, przepraszam. Miałem zapłacić tuż po naszej rozmowie, ale pojawił się problem. - tłumaczył się klient.
- Jaki kurwa problem? - John nie potrafił się dłużej opanować.
- Ekm, żona źle się poczuła i musiałem …
- Jak ma się kurwa dobrze czuć, skoro przyfilowaliśmy ją na tym, że się puszcza z hydraulikiem? Za to masz nam właśnie zapłacić. - Proszę podesłać dzisiaj potwierdzenie przelewu na maila. W przeciwnym razie zmuszony będę oddać sprawę do windykacji. - detektyw rozłączył się.
Drzwi od pomieszczenia uchyliły się. - Może meliski panie prezesie?
- Tak, pani Krysiu, poproszę cały dzbanek.