tomikarz ''poeta wyśmiany'' mariusz cezary kosmala
: 2009-03-05, 11:57
apel do czytelnikow. litosci! kupujcie tomiki, autor jest biedny i nie jest w stanie zwrocic palet z zaplecza magazynow. nagrody konkursowe przepalil, przepil kawa z automatow lub oddal kosciolowi na tace. a, ze na brodnie sobie raczek nie zbrudzi, jezdzi na gape autobusami na trasie legionowo-marszalkowska w poszukiwaniu pracy. kontrole biletow ma w czterech literach a rewizora zawsze przekreci slowami "groszem nie śmierdzę jestem bezrobotny", jak to nie pomoze to zacytuje sam siebie dla pewnosci w przypadku gdyby emeryt go nie zrozumial, ze jest znanym polskim poeta, ale jest "bezrobotny bez prawa do zasiłku". po takich prosbach kontroler go pusci bez mandatu, "nie ma dwoch zdan". przeciez jest bardzo uczynny i poswieca sie w srodkach komunikacjnych mlodym lub starym matkom.
"Kobiety co najwyżej
zwracają się do mnie, żebym im pomógł z łaski
swojej wtargać wózek do autobusu. Stare
kobiety żądają, bym im miejsca ustąpił.
Kontrolerzy biletów żądają ode mnie
biletów, więc się muszę sumitować, że brak
pracy, i że już żebrak prawie ze mnie, zresztą"
mariusz cezary kosmala jest wytrwalym zasysaczem filmow z internetu, nabyte przez lata bezrobocia tajniki komputera ma w jednym palcu, wiec nalezy sie do niego zwracac na nieszufladzie lub poewiki albo PANIE informatyku albo PANIE filologu (mozna tez: mariuszu cezary kosmala PANIE). z filmow czerpie inspiracje literackie, wykorzystujac je jako wene na zawolanie. lata spedzone w murach pultuskiej wsh przydaly sie z pewnoscia do dzisiejszego zajecia, autor nie popelnia bledow (ortograficznych). "za ofiarność i wytrwałość" literat zostal wyrozniony (cale szczescie, ze w komisji konkursowej siedzial miniak) nie tylko w miejskich konkursach literackich, ale w ogólnopolskim III konkursie, Rypiński Album Poetycki, materialnie jednak marnie. wyzyc sie z tego nie da a poete zzera bieda, nie ma nawet na papierosy. mariusz jest tak daleko odsuniety od realu ze zapomnial o tym, ze biedny prostuje kiepy na ulicy, lub poeta pali peta. biedny jest dlatego, ze nie jest doceniony. nawet krytyk wysoki jakub winiarski go nie docenia i twierdzi, "że nie bardzo wiadomo, jak miałby wyglądać rozwój poetycki Mariusza C. Kosmali. W którą stronę pójdzie ten poeta? W jeszcze większe kpiny? A może we wzniosłość jakąś nową, niezwyczajną? Nie wiem." nikt nic nie wie, mariuszek lizodupek tez nie wie dlaczego winiarski zwleka z otworzeniem mu przestrzeni wysokiej po tym jak cezary kilka lat temu uwiecznil kube na tysiac lat do przodu w literaturze nadajac mu tytul arystokracki.
" Scherzo op. 5 nr 2 (Tragiczne)"
"II (trio)
Widziałem. Trawa w Ogrodzie Saskim, dziadek podpierający
asfaltowy landszaft Marszałkowskiej laską, młodziutkie
dziewczyny na każdym kroku (laski śliczne niczym słodkie
pałubki); albo jakiś Jakub Winiarski, czyli
zwinnie uwijający się książę książek w księgarni
na Krakowskim Przedmieściu (którego godność skądinąd
znana była podmiotowi lirycznemu tego
scherza). Wszystko to wziąłem sobie głęboko do
spluwaczki serca, jak nie pierwszą lepszą miłość
do szmaragdu Magdy wyssanej z palca
Placu Bankowego, alias z Błękitnego (coś cudownego)
Wieżowca. Ergo: z Bankowego w dół do metra i dalej,
jakieś, ja wiem? Ze dwa kilometry może, aż do Alej
Jerozolimskich jechać, a potem wyjść i skręcić
(się ze śmiechu)."
1/23 XII 2001"
maszyny, beton, dyfrakcja, mlotki, siekiery musza byc jesli to ma byc postmodernizm. milosz biedrzycki rzucil sie na tory, pod lokomotywy, tramwaje. kosmala pcha sie do autobusow na gape. siekiera przydaje mu sie tylko do tego aby porabac swoje pamietniki i z nich ukladac wiersze, ups... poezje wysoka. po co mu to potrzebne jesli on, jak i kazdy jego koles po filologii polskiej juz automatycznie staja sie poetami i do tego wysokimi. blokowanie poecie drogi do slawy (forsy na fajki) odbija sie negatywnie na psychice, dlatego tez w wiekszosci tytulow autor sie uwiecznia sam: "Mariusz Cezary Kosmala siedzi przy swoim biurku i, pijąc zsiadłe mleko, czyta wiersze Jacka Podsiadły", " Mariusz Cezary Kosmala peregrynuje do nowego muzeum Marcina Sendeckiego", "Mariusz Cezary Kosmala ogląda na SUPER 1" itd... itd...
kosmala jest klonem posolidarnosciowym jak wiekszosc z mafii tomikarskiej rocznika 1967-1983. dzieki kierunkowi filozoficznemu "reka reke myje", wywodzacy sie z homolapizmu filolog, wlasnorecznie ugniecionym marketingem utrzymuje sie na plytkiej (po kostki) powierzchni literatury. autor angazuje sie w lizodupstwo i nie moze sobie pozwolic na krytyke wysoka, skierowana w strone jacusia, monisi lub innych wysokich przedstawicieli poezji do dupy. "Palę szpital
Lubię pić tanią kawę z nędznych automatów. Tanią kawę za jedną złotówkę, wydartą gwałtem z kieszeni spodni, co groszem nie śmierdzi zazwyczaj. Taki zwyczaj mam: kawę się bierze i człapie się z nią w jakieś ustronne zadupie, gdzieś na parapet, z oknem po brzegi wypchanym zapierającą w piersiach dech rzeczywistością wizualną. I pije się tę kawę marną jak Polska cała, stojąc gdzieś przy parapecie, gdzieś między toaletą a kaloryferem, możliwie jak najdalej od ujadających ludzkich jadaczek, co też jest raczej wykonać trudno, no bo jak? – przecież to szpital i Bródno za oknem ściele się do ulic, a parapet, na którym równie brudno, jak obskurnie, garnie się do skóry rąk moich, nakłaniając je, by się o niego oparły, co przekonujące jest tak bardzo, że ręce nie mogąc się oprzeć tej propozycji, jak dwie kariatydy całe ciało już od dłuższego czasu podpierają. A to jest moje ciało i moje są ręce przez parapet kąsane zakurzonym chłodem, i kawy już nie ma od dawna, bo wypita, a plastikowy kubek w trumnie kosza czeka na dzień sądu. Lecz czas już przestał płynąć. Lekarz się też rozpłynął, toteż nie ma co na niego liczyć, więc papierosa wyjmuję i palę szpital. 10 – 14 II 2006". nie widac wiersza po sklejeniu pamietnika (blog?) do kupy a tylko poezje do dupy.
"Kobiety co najwyżej
zwracają się do mnie, żebym im pomógł z łaski
swojej wtargać wózek do autobusu. Stare
kobiety żądają, bym im miejsca ustąpił.
Kontrolerzy biletów żądają ode mnie
biletów, więc się muszę sumitować, że brak
pracy, i że już żebrak prawie ze mnie, zresztą"
mariusz cezary kosmala jest wytrwalym zasysaczem filmow z internetu, nabyte przez lata bezrobocia tajniki komputera ma w jednym palcu, wiec nalezy sie do niego zwracac na nieszufladzie lub poewiki albo PANIE informatyku albo PANIE filologu (mozna tez: mariuszu cezary kosmala PANIE). z filmow czerpie inspiracje literackie, wykorzystujac je jako wene na zawolanie. lata spedzone w murach pultuskiej wsh przydaly sie z pewnoscia do dzisiejszego zajecia, autor nie popelnia bledow (ortograficznych). "za ofiarność i wytrwałość" literat zostal wyrozniony (cale szczescie, ze w komisji konkursowej siedzial miniak) nie tylko w miejskich konkursach literackich, ale w ogólnopolskim III konkursie, Rypiński Album Poetycki, materialnie jednak marnie. wyzyc sie z tego nie da a poete zzera bieda, nie ma nawet na papierosy. mariusz jest tak daleko odsuniety od realu ze zapomnial o tym, ze biedny prostuje kiepy na ulicy, lub poeta pali peta. biedny jest dlatego, ze nie jest doceniony. nawet krytyk wysoki jakub winiarski go nie docenia i twierdzi, "że nie bardzo wiadomo, jak miałby wyglądać rozwój poetycki Mariusza C. Kosmali. W którą stronę pójdzie ten poeta? W jeszcze większe kpiny? A może we wzniosłość jakąś nową, niezwyczajną? Nie wiem." nikt nic nie wie, mariuszek lizodupek tez nie wie dlaczego winiarski zwleka z otworzeniem mu przestrzeni wysokiej po tym jak cezary kilka lat temu uwiecznil kube na tysiac lat do przodu w literaturze nadajac mu tytul arystokracki.
" Scherzo op. 5 nr 2 (Tragiczne)"
"II (trio)
Widziałem. Trawa w Ogrodzie Saskim, dziadek podpierający
asfaltowy landszaft Marszałkowskiej laską, młodziutkie
dziewczyny na każdym kroku (laski śliczne niczym słodkie
pałubki); albo jakiś Jakub Winiarski, czyli
zwinnie uwijający się książę książek w księgarni
na Krakowskim Przedmieściu (którego godność skądinąd
znana była podmiotowi lirycznemu tego
scherza). Wszystko to wziąłem sobie głęboko do
spluwaczki serca, jak nie pierwszą lepszą miłość
do szmaragdu Magdy wyssanej z palca
Placu Bankowego, alias z Błękitnego (coś cudownego)
Wieżowca. Ergo: z Bankowego w dół do metra i dalej,
jakieś, ja wiem? Ze dwa kilometry może, aż do Alej
Jerozolimskich jechać, a potem wyjść i skręcić
(się ze śmiechu)."
1/23 XII 2001"
maszyny, beton, dyfrakcja, mlotki, siekiery musza byc jesli to ma byc postmodernizm. milosz biedrzycki rzucil sie na tory, pod lokomotywy, tramwaje. kosmala pcha sie do autobusow na gape. siekiera przydaje mu sie tylko do tego aby porabac swoje pamietniki i z nich ukladac wiersze, ups... poezje wysoka. po co mu to potrzebne jesli on, jak i kazdy jego koles po filologii polskiej juz automatycznie staja sie poetami i do tego wysokimi. blokowanie poecie drogi do slawy (forsy na fajki) odbija sie negatywnie na psychice, dlatego tez w wiekszosci tytulow autor sie uwiecznia sam: "Mariusz Cezary Kosmala siedzi przy swoim biurku i, pijąc zsiadłe mleko, czyta wiersze Jacka Podsiadły", " Mariusz Cezary Kosmala peregrynuje do nowego muzeum Marcina Sendeckiego", "Mariusz Cezary Kosmala ogląda na SUPER 1" itd... itd...
kosmala jest klonem posolidarnosciowym jak wiekszosc z mafii tomikarskiej rocznika 1967-1983. dzieki kierunkowi filozoficznemu "reka reke myje", wywodzacy sie z homolapizmu filolog, wlasnorecznie ugniecionym marketingem utrzymuje sie na plytkiej (po kostki) powierzchni literatury. autor angazuje sie w lizodupstwo i nie moze sobie pozwolic na krytyke wysoka, skierowana w strone jacusia, monisi lub innych wysokich przedstawicieli poezji do dupy. "Palę szpital
Lubię pić tanią kawę z nędznych automatów. Tanią kawę za jedną złotówkę, wydartą gwałtem z kieszeni spodni, co groszem nie śmierdzi zazwyczaj. Taki zwyczaj mam: kawę się bierze i człapie się z nią w jakieś ustronne zadupie, gdzieś na parapet, z oknem po brzegi wypchanym zapierającą w piersiach dech rzeczywistością wizualną. I pije się tę kawę marną jak Polska cała, stojąc gdzieś przy parapecie, gdzieś między toaletą a kaloryferem, możliwie jak najdalej od ujadających ludzkich jadaczek, co też jest raczej wykonać trudno, no bo jak? – przecież to szpital i Bródno za oknem ściele się do ulic, a parapet, na którym równie brudno, jak obskurnie, garnie się do skóry rąk moich, nakłaniając je, by się o niego oparły, co przekonujące jest tak bardzo, że ręce nie mogąc się oprzeć tej propozycji, jak dwie kariatydy całe ciało już od dłuższego czasu podpierają. A to jest moje ciało i moje są ręce przez parapet kąsane zakurzonym chłodem, i kawy już nie ma od dawna, bo wypita, a plastikowy kubek w trumnie kosza czeka na dzień sądu. Lecz czas już przestał płynąć. Lekarz się też rozpłynął, toteż nie ma co na niego liczyć, więc papierosa wyjmuję i palę szpital. 10 – 14 II 2006". nie widac wiersza po sklejeniu pamietnika (blog?) do kupy a tylko poezje do dupy.