Poznałem ją lecąc szybowcem.
Była jeszcze młoda, ale dorodna.
Piękna chmura,
w środku ciemniejsza,
na bokach jasna i niespokojna.
Bita śmietana, mieszana niewidoczną łyżką.
Miała styl i emanowała dziwną mocą.
Kręcąc koła usłyszałem jak mruczała wierszem:
Każda kropla wyparuje,
kiedy słońce grzeje.
Woda ciągle cyrkuluje,
płynie lub się leje.
Kiedy w parę zamieniona,
trafi w me ramiona,
ginie tu nieodwracalnie,
bowiem ja to ona.
To było niespodziewane i przerażające,
ale przecież wyraźnie słyszałem.
Poczułem jej ściekający uścisk,
aż zadrżała mi dłoń na orczyku,
gdy skierowałem szybowiec na lotnisko,
lecz już nie mogłem jej uciec.
Rosła w oczach,
pęczniała,
była wszędzie,
jakby szukała mnie swymi mackami.
Coraz bliższa ziemi, oderwała się od nieba.
Ocean wnętrzności runął kroplistymi strumieniami
i była już tylko woda, pełno wody,
tak jak mówiła
moja wyobraźnia.
Tak jak mówiła
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości