W pewnym mieście, w pewnym kraju
(a to było chyba w maju...)
występował magik pewien
- sztukmistrz, co wystawiał rewię.
Publiczność niemal szalała
(sala wypełniona cała),
bo takie sztuczki on znał!
Na kartach z liści grał!
Z kapelusza wypuszczał motyle
kolorowe. A było ich tyle,
że miejsca zabrakło na scenie!
Ogromne tym wzbudził zdumienie.
Z szalika wyczarował dorożkę,
a starszą panią poprosił o broszkę,
z której wykręcił numer własnego telefonu
i dodzwonił się do domu...
Kota zamienił klaśnięciem w rumaka
- macie pojęcie, jaka była draka!?
Zadyma się uczyniła też,
bo z rumaka wyłonił się jeż!
I jeszcze jeden cud uczynił:
pewien posępniak czymś mu zawinił,
więc go obrócił wkoło osi dwa razy,
a tamtemu uśmiech zakwitł na twarzy
- taki pachnący, jak majowy bez!
Posępniak zdziwił się też i od tamtej pory
nie mogą dociec doktory,
jakie mu antidotum podać.
A potem prestidigitator
ulotnił się w jakiś sposób.
Na sali rozbrzmiał gwar setek osób,
co własnym oczom nie wierzyły,
a o cudach nadal śniły.
Magiczne sztuczki
Mój młodszy brat już większość owej bajki zna na pamięć – tak mu się spodobała, gdy kazał ją sobie na dobranoc w kółko czytać
Tylko ten wyraz prestidigitator coś mu nie podchodzi, strasznie na nim można sobie język poplątać...
Pozdrawiam.
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, żem pokazała to dzieło bratu...? <pyta nieśmiało>
Tylko ten wyraz prestidigitator coś mu nie podchodzi, strasznie na nim można sobie język poplątać...
Pozdrawiam.
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, żem pokazała to dzieło bratu...? <pyta nieśmiało>
elu... jak Ty opowiadasz, to ja się czuję jakbym sobie siedział w przedszkolu po turecku i wsłuchiwał się w tą opowieść taki odarty z tego "dorosłego" gówna, wiesz?
a później, gdy sobie o tym myślę... to mi nachodzą fale kojarzeń takich... może odległych od tego, co jest w warstwie werbalnej... czasem nawet bardzo brutalne wnioski... szydercze i gorzkie się pojawiają... ale wiesz co... to jest niesamowite uczucie... bo dzieci dorastają wraz ze swoimi bajkami... i piękno opowieści... mimo deformacji... gdzieś tam sobie siedzi...
a później, gdy sobie o tym myślę... to mi nachodzą fale kojarzeń takich... może odległych od tego, co jest w warstwie werbalnej... czasem nawet bardzo brutalne wnioski... szydercze i gorzkie się pojawiają... ale wiesz co... to jest niesamowite uczucie... bo dzieci dorastają wraz ze swoimi bajkami... i piękno opowieści... mimo deformacji... gdzieś tam sobie siedzi...
a ja jak piszę takie historyjki, to mi się przypominają moje czasy dzieciństwa, kiedy lubiłam wyobrażać sobie takie mniej więcej scenki. I od tego właśnie dorosłego G choć na chwilę odpływam. A w ogóle to moi synowie mówią, że jestem dziecinna i bujam w obłokach. A ja sobie pisuję takie, choćby ku własnej uciesze. A jak jeszcze ktoś chce to czytać, to już całkiem fajnie.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości