Wpadłem na zebranie komisji europejskiej. Usiadłem przy wielkim stole. Dookoła szum, gwar, rozmowy. Wszyscy się znają, witają, poklepują po ramionach.
Nie znam nikogo. Siedzę spokojnie. Przede mną różne przedmioty. Batoniki, wafelki, ogólnie, słodycze. Obok etykietka "promocja".
Nie wytrzymałem. Wstałem i idę. Prosto. Do minister spraw zagranicznych. Koszmarnie brzydka, chyba angielka.
Droga pani? Czym będziemy się dziś zajmować? Reglamentacją produktów. Które mogą, a które nie mogą. Które będą, a które nie będę.
Podlegać promocji? Ach tak?! No tak. Ustalimy. To bardzo ważne!
Idioci!
A wolność? Co z nią? Pojebało was?! Doszczętnie?! Dokumentnie?!
Co ja tu robię?! Wychodzę!
Proszę się nim nie przejmować. To wariat. Pisze wierszyki i inne, takie tam bzdety. Za darmo. Idiota.
Absolutne gratisy? Bez przepisów?
O! To fajnie! Mógłby pan coś dla mnie napisać? Bardzo pana proszę. Choć jedno słowo.
Tak mogę.
Spierdalaj!
Do dyrekcji.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości