OSTATNI Z PATYCZAKÓW

twórczość niedokończona, niesklasyfikowana, nieformalna, tematy nieaktualne, zaniechane, niedające przyporządkować się do żadnego działu, miejsce ucieczki Józia z Gombrowicza
Jergo
Posty: 109
Rejestracja: 2010-07-27, 21:17
Kontakt:

OSTATNI Z PATYCZAKÓW

Post autor: Jergo »

OSTATNI Z PATYCZAKÓW

Bazylika pod wezwaniem Świętych Patyczaków to dość osobliwe miejsce. Nikt właściwie nie wie co to za jedne te Święte Patyczaki: ile ich było, kiedy żyły i za co poszły do nieba. Nie ma nawet pewności jakiemu wyznaniu naprawdę podlega świątynia, dlatego odprawiający tam mszę księża zawsze czują się trochę niezręcznie – nie wspominając już, że nie wiedzą czy przybytek aby na pewno jest w ogóle chrześcijański. W archiwach lokalnego biskupa nie zachowały się żadne dokumenty na temat budowli. Po prostu odkąd gmin pamięcią sięga (czyli 83 lata wstecz, bo tyle ma najstarszy miejscowy) zawsze był tu jakiś proboszcz i już. Tradycji ludowej nie można ot tak podeptać, więc biskup, rad czy nie rad, milcząco zezwala na sprawowanie u Świętych Patyczaków nabożeństw. Na wieki pozostanie też zagadką, dlaczego ów kościół jest uznawany za bazylikę. Kardynałowie unikają rozmawiania o tym miejscu, bo nie mają jak dowieść że budynek jest lub nie jest rzymskokatolicki, lub że ma lub nie ma jakichkolwiek relikwii, a równocześnie niesposobna zakazać wiernym pielgrzymek do owej świątynki. Dlatego hierarchowie kościelni nie rozgrzebują sprawy, milczeniem tworząc pozory, że wszystko z Bazyliką pod wezwaniem Świętych Patyczaków jest w porządku. I pielgrzymki kursują nie niepokojone przez nikogo.
Ale nawet najlepsi wśród kleru aktorzy nie mogą udawać, że nie widzą pielgrzymek owadzich. Otóż każdego roku w sierpniu patyczaki z całego kraju ruszają na wędrówkę, by pokłonić się przed tutejszym ołtarzem – choć kto tam właściwie odgadnie, czy nagięcie czułków oznacza pokłon... Ja w każdym razie nie twierdzę, że znam się na mowie ciała tych stworzeń, a nawet nie mam pewności czy w ogóle istnieje jakaś patyczacza mowa ciała, bo może przecież ich zachowanie nie oznacza zupełnie nic, jak i pielgrzymka może nic nie znaczyć. Jak mówiłem: nie wiem tego. Sądzę też, że człowiek nigdy nie odnajdzie sensu, jaki widzą w swoim zachowaniu patyczaki. Oto, dlaczego tak uważam: przydarzyła mi się bowiem pewna historia.
Dwie godziny i trzy noce temu dałem się namówić koledze, doktorowi psychologii owadziej ze specjalizacją w zwierzęcych zachowaniach parareligijnych, na odwiedzenie Bazyliki Patyczaków. Przybyliśmy tam akurat równocześnie z pielgrzymką tych stworzonek. Miliony śmiesznych, ruchomych kijków z nogami parły ku niewielkiej świątynce. Widząc to, nie mogłem przestać się śmiać. Mój kolega, nazwijmy go Adam, sądził, że umie odczytać mowę patyczaków z ruchu całej ich kolumny. Chciał przetestować swoje odkrycie. Przez chwilę przyglądał się maleńkim pielgrzymom, aż stwierdził: „Patyczaki chyba przekazują, że czują się urażone twoim śmiechem gdy stoisz” „Dlaczego gdy stoję? – spytałem. – Gdybym wyśmiewał je na siedząco, to by nie było im przykro?” „Tego nie wiem” – odpowiedział. Ja zaś zrozumiałem tyle, że Adam źle przetłumaczył język patyczaków na polski, a to dlatego, że język patyczaków zwyczajnie nie istnieje. Nie powiedziałem mu jednak o tym, gdyż naukowcom nie należy prawić podobnych uwag dotyczących zdrowego rozsądku.
Po kolejnej godzinie przyglądania się robactwu, Adam uznał, że dowiedział się, o co chodzi z tą całą pielgrzymką. „Patyczaki przychodzą tu by oddać hołd żyjącemu miliony lat temu ostatniemu z patyczaków, który godnie zakończył żywot całej patyczaczej rasy” – wyjaśnił mi. Nie pytałem jak to możliwe, że ostatni z patyczaków był ostatni, skoro patyczaki wciąż istnieją. Nie mam w zwyczaju krytykować cudzych poglądów religijnych. Zresztą kto wie, może same patyczaki widzą w tym jakiś zakryty dla ludzkiego mózgu sens. Może ludzie nie są w stanie pojąć tego problemu. A może patyczaki obraziły się że je wyśmiałem i celowo wprowadziły Adama w błąd. Albo też mój kolega źle przetłumaczył owadzią mowę. Kto to wie? Kto zrozumie owady, które według samych siebie wyginęły? Ja na pewno nie.
I tylko dla siebie pozostawiam przemyślenie, że być może żaden język patyczaków nie istnieje. A ostatniego patyczaka jaki wchodził do kościoła zamykając kolumnę, rozdeptałem. Nie umiem powiedzieć, czemu to zrobiłem. Jestem pewien, że ginący pod podeszwą owad też nie rozumiał sensu mojego zachowania. Być może nawet zdążył pomyśleć, że ludzie w ogóle nie nadają sensu swoim zachowaniom. Kto wie, jak to z tym wszystkim jest? Ja na pewno nie wiem.
Bo w ogóle niewiele rzeczy wiadomo o czymkolwiek.
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 7 gości