żelazko
: 2010-10-29, 20:46
byłabym hipokrytką gdybym powiedziała, że chciałam cię mieć do ruchania,
noszenie ziemniaków jest nielekko wysadzone, choćby przez to, że nie trzeba zapeszać traktorzystów prawem jazdy na bombowiec i pokrzywą.
tylko musiałabym uściskać się z tobą o każdej dwudziestej trzeciej, aby nie nadużywać dnia
na poklepywanie po dupie, chociaż to mogłoby być przyjemne do czasu zmęczenia
niewidzialnego materiału, z tobą nigdy i zawsze, nagle, wydawało się prawdopodobne
a raczej, miałam pewność, że jesteśmy niezbyt późno stworzeni dla siebie,
razem ulepimy bałwana z wyprażonej kukurydzy, albo wyślemy ślepą jaskółkę w wiosnę,
a zmarniałam, pomimo tego, że nadal oczywiście jestem ładna.
(najlepiej to czuję na dyskotece, kiedy ph 5.5 próbuje kłaść ręce na moich łopatkach, które ściągam forderungen masz home, schnell, schnell)
nie tęsknię za tobą, chyba tak naprawdę, jeśli miałabym wniknąć w najsekretniejsze
zakamarki, poukrywane nawet przed własnymi oczami, i sama sobą nie jestem zdziwiona,
skąd u mnie taka raptowna zmiana warty przy grobie nieznanego żołnierza,
bo wolę oddać organy na odlotowy motor, niż wrócić do monotonnego tysiąca kilometrów,
których nie umiesz przeskoczyć jednym susłem.
(wzięłam pod uwagę również niedosyt chęci, oraz to, że w czasach prehistorycznych
nie parałeś się gimnastyką artystyczną, tylko produkcją bimbru i pielęgnowaniem tężca, oraz to, że nie jestem ciemną babą z krapkowic, która będzie cię wiecznie przepraszać i chodzić na koniuszkach, tylko dlatego, że nie masz skarpetek z dziurą na kobietę, na tobie, ciągle)
nie ma puenty, kiedyś myślałam, że to będzie dziewczynka z warkoczykami, a ja będę cię całować, całować, całować, całować i znowu
całować, całować, całować, aż do śmierci
a teraz potrafię sobie wyobrazić tylko jaka jestem głupia
noszenie ziemniaków jest nielekko wysadzone, choćby przez to, że nie trzeba zapeszać traktorzystów prawem jazdy na bombowiec i pokrzywą.
tylko musiałabym uściskać się z tobą o każdej dwudziestej trzeciej, aby nie nadużywać dnia
na poklepywanie po dupie, chociaż to mogłoby być przyjemne do czasu zmęczenia
niewidzialnego materiału, z tobą nigdy i zawsze, nagle, wydawało się prawdopodobne
a raczej, miałam pewność, że jesteśmy niezbyt późno stworzeni dla siebie,
razem ulepimy bałwana z wyprażonej kukurydzy, albo wyślemy ślepą jaskółkę w wiosnę,
a zmarniałam, pomimo tego, że nadal oczywiście jestem ładna.
(najlepiej to czuję na dyskotece, kiedy ph 5.5 próbuje kłaść ręce na moich łopatkach, które ściągam forderungen masz home, schnell, schnell)
nie tęsknię za tobą, chyba tak naprawdę, jeśli miałabym wniknąć w najsekretniejsze
zakamarki, poukrywane nawet przed własnymi oczami, i sama sobą nie jestem zdziwiona,
skąd u mnie taka raptowna zmiana warty przy grobie nieznanego żołnierza,
bo wolę oddać organy na odlotowy motor, niż wrócić do monotonnego tysiąca kilometrów,
których nie umiesz przeskoczyć jednym susłem.
(wzięłam pod uwagę również niedosyt chęci, oraz to, że w czasach prehistorycznych
nie parałeś się gimnastyką artystyczną, tylko produkcją bimbru i pielęgnowaniem tężca, oraz to, że nie jestem ciemną babą z krapkowic, która będzie cię wiecznie przepraszać i chodzić na koniuszkach, tylko dlatego, że nie masz skarpetek z dziurą na kobietę, na tobie, ciągle)
nie ma puenty, kiedyś myślałam, że to będzie dziewczynka z warkoczykami, a ja będę cię całować, całować, całować, całować i znowu
całować, całować, całować, aż do śmierci
a teraz potrafię sobie wyobrazić tylko jaka jestem głupia