wybacz moja żono, że jestem śmiertelny,
zupełnie jak ptaki albo liście klonu.
wszystko, czym cię dotknąłem, weźmie kiedyś
ziemia. zupełne jak swoje,
(jak ziarenka piasku posklejane w szybę,
która nagle pękła i w piach się obraca
nim zdąży zmatowieć, nabrać w siebie szronu)
wszystko w mojej głowie, jest jak ślad po
tobie, po twoim imieniu wyrytym na stałe.
tak jak ślad kamienia, który mieszkał w skale
zanim go nie wyrwał kilof w jakiś wtorek
(może nawet w piątek, tuż przed końcem
pracy – gdy trzeba już myć ręce,
schylić się przed chlebem.)
wybacz moja żono, że nie umiem czekać, póki
w nas nie zasieją, garści krwawych
knoli. albo jakiś przechodzień, zmęczony
upałem, stanie obok drzewa, tuż nad
naszą głową.
wciąż mało ciebie we mnie, jakby w mojej
piersi mieszkał owad-szkodnik i karmił
się tobą.
wszystkim co zamieniasz,
w dotyk
zapach
słowo
nie erekcjato
Moderatorzy: Wojciech Graca, nuel
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości