Bajka o Mimozie i Zepsutym Proboszczu
Bajka o Mimozie i Zepsutym Proboszczu
Było czy nie było, ale tak się zdarzyło, dawno temu, wczoraj, a może dziś (nikt już tego nie pamięta), że żyła sobie Mimoza, Która Nie Chciała Chcieć. Mieszkała w doniczce u Zepsutego Proboszcza. Proboszcz zepsuł się podczas bardzo ciężkiej zimy. Napadało wtedy tyle śniegu, że aż wpadł Proboszczowi do środka i tak leżał tam od Wigilii do wiosny. Zanim przygrzało słońce, pod zaspami w środku Zepsutemu zardzewiały - gardło i serce. Było to możliwe, ponieważ on wtedy nie był jeszcze Zepsutym, tylko Mechanicznym Proboszczem.
Ale Mimozę, która Nie Chciała Chcieć, kochał zawsze tak samo. Po prostu wcześniej kochał ją mechanicznie, a po pamiętnej zimie - miłością zepsutą. Miłość zepsuta polegała na tym, że Proboszcz dwa razy dziennie udawał pozytywkę. Codziennie rano i wieczorem śpiewał tę samą Pieśń o Mimozie kręcąc się tak, że czasami plątały mu się nogi w sutannie.
A ponieważ miał zardzewiałe gardło i serce, Mimoza słuchała go tylko dlatego, że mieszkała w doniczce.
Mimooooooozoooooo, ach, Roślinkooooooo maaaaaa,
Co byyyyyyyyyś beze mnie zrobiłaaaaaaaaa,
Mimooooooozoooooo Doniczkoooooooowaaaaa tyyyyyy,
Poświęęęęęęęęęęęcam toooooobieeeeee mojeeeeeeee łzyyyyyyy!
Nie widaaaaaaać ani jedneeeeeeej, leeeeeecz
Nie pooooooszłyyyyyyy sobieeeeeee przecaaaaaaaaaa preeeeeeeeeeecz
- zawodził Zepsuty Proboszcz. Mimoza jak to Mimoza - składała liście, bo głos Pozytywki z Proboszcza był bardzo dotkliwy. A Zepsuty, ponieważ nie znał się na Mimozach, myślał wtedy, że ona składa je z zachwytu.
Â?yliby tak pewnie razem jeszcze długie lata, gdyby pewnego wieczoru na Mimozie nie przysiadł zabłąkany Motyl. - O! - zawołała Mimoza, gdy łypnęła kwiatowym okiem. - Jesteś na moim listku, a ja nawet cię nie poczułam.
- Hm - powiedział Motyl, ponieważ uważano, że nie był Motylem Gadatliwym.
- Hm? - powtórzyła niepewnie Mimoza, Która Nie Chciała Chcieć. - Zdarzyła się rzecz niesłychana, niepojęta, zdumiewająca, a ty mówisz hm? Przecież mnie nie wolno dotykać. A ty dotykasz. A ja nie mogę złożyć liści.
- Wolę mówić odnóżem albo skrzydłem albo Mizianiem Trąbki - mruknął Motyl.
- Mizianiem Trąbki? - jak echo powtórzyła zdurniała Mimoza.
- Oj, Trąbki, którą spijam nektar - wytłumaczył Motyl. - Mogę cię połaskotać i to powie znacznie więcej. Mówię Mizianiem.
- Rzadko rozmawiam - westchnęła Mimoza. - Lepsze Mizianie niż Cisza.
I Motyl na listkach wyłaskotał jej skrzydłami swoją historię. To jest oczywiście Inna Historia, więc opowiemy ją Innym Razem.
Mimoza słuchała bardzo uważnie i szepnęła, kiedy Motyl skończył opowieść: - Wiesz, jestem wprawdzie Mimozą, Która Nie Chce Chcieć, ale zupełnie, ale to zupełnie nie pamiętam, czego nie chcę chcieć.
- Hm - powiedział Motyl. - Tu może pomóc tylko Wiedźma Zapomnianych Chceń. Jeśli zapamiętasz, że chcesz, przyleci.
Mimoza chciała. Motyl z kolei nie chciał przeszkadzać w rozmowie, więc wymiział papa i odfrunął na poszukiwanie Otwartego Okna.
Mimoza z Wiedźmą rozmawiały bardzo, ale to bardzo długo. I nic nam do tego, o czym. Bo to była cicha rozmowa. Gdyby Mimoza i Wiedźma chciały, żeby je słyszano, mówiłyby głośniej, prawda?
Ale nawet z daleka można było zobaczyć, że Wiedźma dotknęła Mimozy Rosochatą Gałęzią. Doniczka rozpękła się w kawałki, Mimoza zmieniła się w kobietę i wygramoliła się przez to samo Otwarte Okno, którym wcześniej wyleciał Motyl.
Zepsuty Proboszcz wrócił do domu, zobaczył rozbitą doniczkę i burknął: - Durna! Nikt nie miał tak pięknej pozytywki!
Zepsuty był porządnym człowiekiem, więc nie było mowy o zmianie Tego, Co Było Zawsze. Należało jak zwykle zaintonować Pieśń o Mimozie. Wobec tego Proboszcz wystrzygł Mimozę z Bibuły, oparł o szybę i jak zwykle rdzewnie zaczął:
Mimooooozooooo, ach, Roślinkoooooo maaaaa...
Skończył też jak zwykle.
A Kobieta była już daleko. Szła w liliowej sukience do lasu. Trzeba przejść przez las, kiedy wypada się z doniczki. Tak mówiła Wiedźma Zapomnianych Chceń.
Las czekał na Mimozę. - Twoje nogi to twoje korzenie - szumiał.
Trochę koniec, trochę nie
Ale Mimozę, która Nie Chciała Chcieć, kochał zawsze tak samo. Po prostu wcześniej kochał ją mechanicznie, a po pamiętnej zimie - miłością zepsutą. Miłość zepsuta polegała na tym, że Proboszcz dwa razy dziennie udawał pozytywkę. Codziennie rano i wieczorem śpiewał tę samą Pieśń o Mimozie kręcąc się tak, że czasami plątały mu się nogi w sutannie.
A ponieważ miał zardzewiałe gardło i serce, Mimoza słuchała go tylko dlatego, że mieszkała w doniczce.
Mimooooooozoooooo, ach, Roślinkooooooo maaaaaa,
Co byyyyyyyyyś beze mnie zrobiłaaaaaaaaa,
Mimooooooozoooooo Doniczkoooooooowaaaaa tyyyyyy,
Poświęęęęęęęęęęęcam toooooobieeeeee mojeeeeeeee łzyyyyyyy!
Nie widaaaaaaać ani jedneeeeeeej, leeeeeecz
Nie pooooooszłyyyyyyy sobieeeeeee przecaaaaaaaaaa preeeeeeeeeeecz
- zawodził Zepsuty Proboszcz. Mimoza jak to Mimoza - składała liście, bo głos Pozytywki z Proboszcza był bardzo dotkliwy. A Zepsuty, ponieważ nie znał się na Mimozach, myślał wtedy, że ona składa je z zachwytu.
Â?yliby tak pewnie razem jeszcze długie lata, gdyby pewnego wieczoru na Mimozie nie przysiadł zabłąkany Motyl. - O! - zawołała Mimoza, gdy łypnęła kwiatowym okiem. - Jesteś na moim listku, a ja nawet cię nie poczułam.
- Hm - powiedział Motyl, ponieważ uważano, że nie był Motylem Gadatliwym.
- Hm? - powtórzyła niepewnie Mimoza, Która Nie Chciała Chcieć. - Zdarzyła się rzecz niesłychana, niepojęta, zdumiewająca, a ty mówisz hm? Przecież mnie nie wolno dotykać. A ty dotykasz. A ja nie mogę złożyć liści.
- Wolę mówić odnóżem albo skrzydłem albo Mizianiem Trąbki - mruknął Motyl.
- Mizianiem Trąbki? - jak echo powtórzyła zdurniała Mimoza.
- Oj, Trąbki, którą spijam nektar - wytłumaczył Motyl. - Mogę cię połaskotać i to powie znacznie więcej. Mówię Mizianiem.
- Rzadko rozmawiam - westchnęła Mimoza. - Lepsze Mizianie niż Cisza.
I Motyl na listkach wyłaskotał jej skrzydłami swoją historię. To jest oczywiście Inna Historia, więc opowiemy ją Innym Razem.
Mimoza słuchała bardzo uważnie i szepnęła, kiedy Motyl skończył opowieść: - Wiesz, jestem wprawdzie Mimozą, Która Nie Chce Chcieć, ale zupełnie, ale to zupełnie nie pamiętam, czego nie chcę chcieć.
- Hm - powiedział Motyl. - Tu może pomóc tylko Wiedźma Zapomnianych Chceń. Jeśli zapamiętasz, że chcesz, przyleci.
Mimoza chciała. Motyl z kolei nie chciał przeszkadzać w rozmowie, więc wymiział papa i odfrunął na poszukiwanie Otwartego Okna.
Mimoza z Wiedźmą rozmawiały bardzo, ale to bardzo długo. I nic nam do tego, o czym. Bo to była cicha rozmowa. Gdyby Mimoza i Wiedźma chciały, żeby je słyszano, mówiłyby głośniej, prawda?
Ale nawet z daleka można było zobaczyć, że Wiedźma dotknęła Mimozy Rosochatą Gałęzią. Doniczka rozpękła się w kawałki, Mimoza zmieniła się w kobietę i wygramoliła się przez to samo Otwarte Okno, którym wcześniej wyleciał Motyl.
Zepsuty Proboszcz wrócił do domu, zobaczył rozbitą doniczkę i burknął: - Durna! Nikt nie miał tak pięknej pozytywki!
Zepsuty był porządnym człowiekiem, więc nie było mowy o zmianie Tego, Co Było Zawsze. Należało jak zwykle zaintonować Pieśń o Mimozie. Wobec tego Proboszcz wystrzygł Mimozę z Bibuły, oparł o szybę i jak zwykle rdzewnie zaczął:
Mimooooozooooo, ach, Roślinkoooooo maaaaa...
Skończył też jak zwykle.
A Kobieta była już daleko. Szła w liliowej sukience do lasu. Trzeba przejść przez las, kiedy wypada się z doniczki. Tak mówiła Wiedźma Zapomnianych Chceń.
Las czekał na Mimozę. - Twoje nogi to twoje korzenie - szumiał.
Trochę koniec, trochę nie
Hm. Wydaje się, że Dziewczynki z Warkoczykami to całkiem pokojowo nastawione istoty. A ta siedzi?
[ Dodano: 2007-03-24, 19:33 ]
Zresztą mniejsza z tym. Czasami wyobrażam sobie, że bajki są właśnie po to, żeby budzić dzieci, które siedzą. Ech. Zgrizzlowe pozdrowienie dla dziewczynki z warkoczykiem, olga.
[ Dodano: 2007-03-24, 19:33 ]
Zresztą mniejsza z tym. Czasami wyobrażam sobie, że bajki są właśnie po to, żeby budzić dzieci, które siedzą. Ech. Zgrizzlowe pozdrowienie dla dziewczynki z warkoczykiem, olga.
- cieniu1969
- Posty: 5059
- Rejestracja: 2006-08-11, 15:46
- Kontakt:
- cieniu1969
- Posty: 5059
- Rejestracja: 2006-08-11, 15:46
- Kontakt:
- cieniu1969
- Posty: 5059
- Rejestracja: 2006-08-11, 15:46
- Kontakt:
- cieniu1969
- Posty: 5059
- Rejestracja: 2006-08-11, 15:46
- Kontakt:
dean, ja tam nie wiem :D.
Całkiem możliwe, że jak prawdziwy motyl przycupnie na łączce na jakimś zielsku i wciska trąbkę w kwiatek, żeby pojeść, to to seks oralny jest.
No tak. Jakby nie mówić o spotkaniu fauny z florą w tym przypadku, brzmi ono erotycznie;P. Zresztą - jak się wydaje - możliwy erotyzm bajkom krzywdy nie czyni. W niecenzurowanych dla dzieci starych baśniach bywało go sporo.
Właściwie jeśli się człek uprze (lub postara - jak kto woli) - to najzwyklejsza rozmowa też będzie seksem oralnym, dean:)
Całkiem możliwe, że jak prawdziwy motyl przycupnie na łączce na jakimś zielsku i wciska trąbkę w kwiatek, żeby pojeść, to to seks oralny jest.
No tak. Jakby nie mówić o spotkaniu fauny z florą w tym przypadku, brzmi ono erotycznie;P. Zresztą - jak się wydaje - możliwy erotyzm bajkom krzywdy nie czyni. W niecenzurowanych dla dzieci starych baśniach bywało go sporo.
Właściwie jeśli się człek uprze (lub postara - jak kto woli) - to najzwyklejsza rozmowa też będzie seksem oralnym, dean:)
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości