Dług

opowiadania, nowele, biografie, etc.
publikacje uzytkownikow
dean

Dług

Post autor: dean »

Od paru miesięcy mieszkałem w tej dzielnicy i w porównaniu z poprzednią -była to prawdziwa dżungla. Słuchając wycia syren policyjnych myślałem, że tak naprawdę, to jeden nawalony gliniarz jeździ całymi nocami tam i z powrotem urządzając dyskotekę rodem z Los Angeles. Jako nowy mógłbym mieć przejebane, ale dość szybko odkryłem Mordownię, w której za parę kolejek poznałem głównych bandytów i powoli zyskałem pewność, że nie zostanę zbutowany - przynamniej na własnej ulicy.

Mniej więcej w tym samym czasie co ja, przeniósł się tu też Szacher – największy bandzior z mojej byłej dzielnicy. Chodziliśmy razem do przedszkola, gdzie wpierdalaliśmy klej biurowy, bo był słodki. Pewnie dlatego miał do mnie sentyment. To był ciekawy gość. Bo chociaż szalony - i wiecznie jak nie pijany to naćpany – z pewnością bardziej inteligentny niż statystyczny bandyta. ÂŚwietnie grał w szachy – w podstawówce nie było na niego mocnych. Na naszej dzielnicy raczej go unikałem, ale tutaj -znajoma morda napawała mnie otuchą.

Szacher miał u mnie dług wdzięczności już pierwszego dnia mojego zamieszkiwania tutaj. Zobaczyłem jak leży zakrwawiony pod Mordownią i jęczy z bólu. Jako ziomal – nie mogłem odmówić pomocy. Dostał ostry wpierdol, był nawalony, a na dodatek skręcił sobie kostkę. Próbowałem go nieść do domu, ale siła bezwładu jego ciała mnie pokonała. Zadzwoniłem po mojego brata i jakoś go dotargaliśmy do mieszkania. Rzuciliśmy zwłoki pod drzwiami, zapukaliśmy i uciekliśmy.

Spotkałem go raz w Mordowni z Koksem – koleżką ze starej dzielnicy. Koks już nie był „koksem”, bo przestał chodzić na siłownię i szprycować się omką i zaczął wciągać amfę. Tak czy inaczej – Koksem pozostał. Skręciliśmy jakiegoś blanta. Szacher opowiadał o bandyckim życiu i wykładał swoją filozofię. Tak się rozkręcił, że przyznał się do oskalpowania łopatą jakiegoś przybysza znikąd w ostatniego Sylwestra. Kręciłem z niedowierzaniem głową i stwierdziłem, że skoro jest tak pierdolnięty, to może dałby mi jakiś temat bandycki do gazety. Obiecał się zastanowić.

Wtedy często wracałem z pracy bardzo późno. Brałem dodatkowe dyżury w redakcji, aby podeprzeć nieco domowy budżet. Byłem wykończony pracą po 12 godzin. Dlatego gdy zobaczyłem go tego wieczora pod Mordownią, przeszedłem na drugą stronę ulicy.
- Hej, kurwa, Bidżi, ho no – zawołał.
- Stary, kurwa, masz interes to sam tu chodź. Co ja, kurwa, twój lokaj jestem?
Podszedł do mnie z jakimś Karkiem.
- Słuchaj, jest problem z Koksem. Pamiętasz, gdy ostatnio paliliśmy blanta – pożyczył ode mnie trzy dychy. Miał oddać tydzień temu. W tej chwili stoi do mnie dwie stówy. Procent rośnie. Mówił, że dzisiaj odda, ale wyłączył telefon. Także robi się z tego trzy stówy w tym momencie.
- No, dobra – odpowiedziałem. – Tylko powiedz mi, co mnie obchodzi dług Koksa u ciebie?
- No nie wiem. Informuję cię, bo zaraz mu robimy wjazd na chatę – tu spojrzał na Karka. – Prawda?
- Yhy.

Koks miał schorowaną matkę i dwie dużo młodsze siostry. Ojciec gdzieś tam tyrał na dwie zmiany. Trochę mi się ich żal zrobiło.
- Ty, ale co ja, kurwa na to mogę? – zapytałem. – Nie wiem gdzie on jest.
- To może wyłóż za niego, a on ci odda, bo jak nie, to mu rozjebiemy chatę i się nie pozbiera.
- Chyba żeś ocipiał. Nawet gdybym miał te trzy stówy, to za chuja nie będę płacił jego długów. Co ja jestem? Matka Teresa?
- Masz jego telefon domowy? – zapytał Szacher.
- Nie mam, ale mogę mieć.
- To weź może zadzwoń do jego starej i powiedz, że paru ziomali zgłosi się po hajc.
- OK. Tyle mogę zrobić.

Poszedłem do domu i znalazłem ten telefon. Zaspana kobieta z każdym słowem opowieści stawała się coraz bardziej przytomna. Mieszkaliśmy w jednym bloku na starej dzielnicy. Wiedziała, że do najświętszych nie należę, ale uwierzyła mi. Poprosiła abym to ja przyszedł do niej i że da mi kasę. Zadzwoniłem do Szachera żeby wstrzymał akcję.
Gdy przyszedłem, drżącą ręką dała mi dwie stówy.
- Nie mam więcej. Czy to wystarczy?
Dwie siostry Koksa stały w piżamkach i patrzyły na mnie wielkimi oczami.
- Myślę, że tak, proszę pani. Dzwoniła pani do Rafała?
- Dzwoniłam. Ma wyłączony telefon.
Szacher był wyraźnie zadowolony z przebiegu wypadków.
- Weź taksówkę, podjedź pod Mordownię i zawieź Karka do centrum. A później przyjedź do Bilardowni.

Bilardownia to była zbyt szumna nazwa – 10 automatów do gry i jeden stół do bilarda. Dzielnicowe podfruwajki łasiły się do gostków, którzy właśnie opchnęli jakieś fanty u pasera i przez dwa dni byli królami życia. W takich miejscach, gdy zamówisz wódkę na lodzie, to barman jest wkurwiony, bo wie, że wyczujesz żeniony alkohol. Dlatego zawsze zamawiam wódkę na lodzie na dobry początek.

Szacher siedział przy automacie. Gdy dałem mu kasę spojrzał na mnie z drwiącym uśmiechem.
- Koks jest w kiblu. Chyba musicie pogadać.

Spojrzałem na niego niedowierzająco, a on tylko kiwał głową z tym przygłupawym uśmiechem na pysku.
Wbiłem się do kibla i pierwsze, co zobaczyłem, to rozanielone, naćpane amfą oczy Koksa.
- Oooooooooo... Bidżi, ty tutaj? – i najzwyczajniej w świecie chce ze mną „misia” strzelić.
- Czy ty, kurwa, wiesz co tu się odbywa? Właśnie byłem u twojej starej, która dała mi dwie stówy, aby pokryć twój dług u Szachera.
Koks się zapowietrzył, a jego źrenice wypełniające całe tęczówki nagle się zwężyły.
- Ochujałeś? Jaki dług? Przecież mu wczoraj oddałem.

Wparowałem na salę i chwyciłem Szachera za chabety. Za mną – trzęsący się Koks.
- Co ty, skurwysynu wyprawiasz? Odjebało ci? O co ci, kurwa, chodzi?
- Pamiętasz... Prosiłeś mnie o temat dla gazety. No to go masz.
- Stary, kurwa... Ja byłem u jego starej. Kobieta wyglądała jakby miała stan przedzawałowy. Czy ty sobie zdajesz sprawę co tu się dzieje? Ty sobie jakieś gierki tu uprawiasz. Oddaj mi te pieniądze.
- Spokojnie, koleżko – właśnie połowę wjebałem na automacie. Ale wiesz co... Zrobię coś dla ciebie, bo raz, że mi cię żal, a dwa – zaniosłeś mnie wtedy do domu.

Szacher zawołał barmana, pogadał z nim chwilę, a ten wypłacił mu dwie stówy. Koks, przerażony, odebrał gotówkę i pobiegł prostować sytuację.

Nigdy później nie spotkałem już Szachera. Ponoć poznał "tę jedyną kobietę", sporządniał i nie odpierdalał już bandyckich numerów. Niedawno dowiedziałem się, że znaleziono go z poderżniętym gardłem w Liverpoolu.
zbanowana Lola

Post autor: zbanowana Lola »

wciagajacy tekst. ale masz kilka literówek. wparowa³am? hm, czy ja o czym¶ nie wiem, misiu kolorowy?
dean

Post autor: dean »

no, zdecydowałem się na zmianę płci :-P
Awatar użytkownika
fobiak
Posty: 15806
Rejestracja: 2006-08-12, 07:01
Has thanked: 8 times
Been thanked: 1 time
Kontakt:

Post autor: fobiak »

ciekawy tekst, dobrze sie czyta
dajcie zyc grabarzom
quenterro
Posty: 196
Rejestracja: 2006-12-14, 00:14
Kontakt:

Post autor: quenterro »

nie po to sie zaklada taki portal zeby sie nawzajem klepac po dupach. wszystko zle.
ale tu jest tak ze niektorych sie lubi. lubie deana, to mu napisze ze dal rade, bo przeciez kolega. uklad miedzy nami.

ani ten tekst nie jest ciekawy, ani tym bardziej nie czyta sie go jak to mowia dobrze - bo nie fascynuje i nie wciaga.
pojawilo sie tu kilku bohaterow i roznia ich tylko i wylacznie pseudonimy. ot - prozaiczne postacie bez cech! prozaiczne zazylosci miedzy nimi - bez znaczenia.

tyle ze na erekcjato - fobiaka, olgi, deana i paru innych na okregu kolka wzajemnej adoracji sie nie ocenia zle. albo sie pochwali, albo mowi, ze tekst ciekawy. dobrze sie czyta. hehehehe dobrze sie kurwa czyta...

co to kurwa niby znaczy ze sie cos dobrze czyta? co to za bezsensowny komentarz? mi sie dobrze czyta kobiece czasopisma! przyjemnosci nie czerpie, nic z nich nie mam, ale czyta sie dobrze. jezyk dostepny i wszystko zrozumiale.

dean napisal pare dobrych stron tekstu. zostawionego bez komentarza. ja sobie tez odpuszcze zwatpiwszy w cale te wasze erekcjato sratatato.
dean

Post autor: dean »

do reszty nie będę się odnosił, bo kolega niepotrzebnie się spienił i zaczął komentować komentarze...
quenterro pisze:ani ten tekst nie jest ciekawy, ani tym bardziej nie czyta sie go jak to mowia dobrze - bo nie fascynuje i nie wciaga.
pojawilo sie tu kilku bohaterow i roznia ich tylko i wylacznie pseudonimy. ot - prozaiczne postacie bez cech! prozaiczne zazylosci miedzy nimi - bez znaczenia.
pamiętam, że podobny zarzut poczyniłeś pod mandatem karnym... czyli, że bohaterowie nie mają mięcha, kości i żylaków odbytu... czyli są w jakiś sposób ułomni... są ludźmi bez właściwości... pisząc ten tekst chciałem opowiedzieć pewną historyjkę...

odwracając Twoją krytykę, mógłbym powiedzieć, że Twoje najlepsze kawałki (taki Tony Lahm, albo Benedetto, albo któryś z innnych "chefów") są słabe... bo nic się w nich nie dzieje... brak akcji jest... idziesz z dwoma gostkami na ryby i pierdolicie bóg wie o czym, popijając piwo... tylko to, co jest zajebiste w tym, co piszesz... to właśnie to, że tam tak wiele się dzieje pomimo, że nic się nie dzieje... dlaczego? bo Ty opowiadasz tam o ludziach i relacjach, które rodzą się między nimi, a sytuacje, które opisujesz są tylko tłem dla ukazania ich osobowości...

nie twierdzę, że ten tekst jest jakiś super-zajebisty... moim zadaniem było opisanie pewnej historii - od początku do końca... gdybym zaczął nadawać im "cechy" - napisałbym powieść w stylu proustowskim... w sumie to, co napisałem - wygląda na niewiadomo jak długą rzecz, ale w wordzie zajmuje półtorej strony... stwierdziłem, że nie ma sensu, aby Czytelnika zasypywać faktami w stylu, że Koks śmiesznie mrugał okiem, bo zbytnio naświetlił ją lampą UV w trakcie opalania torsu na siłowni... dla historyjki nie ma to żadnego znaczenia...
cebreiro

Post autor: cebreiro »

Trudno jest napisać kawał prozy, w taki sposób, aby czytelnikowi chciało się dobrnąć do końca, aby tekst był spójny. Udała Ci się jedna ważna rzecz tutaj, nie pogubiłam się w tych dzielnicach i bohaterach, chociaż uważam, że wcale stratą nie byłoby pominięcie opisów i rozgraniczenia na dzielnice, tekst zyskałby na przejrzystości, a główny wątek byłby czytelniejszy. Ogromnym plusem tej historii jest motyw z tematem do gazety, który powoduje, że całe opowiadanie jest zamknięte. Masz tym samym zarysowany wstęp i jest niejako klamrowe zakończenie.

ale...

-Chodziliśmy razem do przedszkola, gdzie wpierdalaliśmy klej biurowy, bo był słodki. Także miał do mnie sentyment.

także- w znaczeniu <również>? Wówczas zdanie powinno być przedzielone przecinkiem,
czy
tak że- <w taki sposób, że> ?

-Bo chociaż szalony- i wiecznie jak nie pijany to naćpany- to z pewnością bardziej inteligentny niż statystyczny bandyta.

Przestawiłam myślniki, bo mi tu nie pasowały, ponieważ to całe wyrażenie przyjęłabym jako wtrącenie i zabrakło mi tu zaimka łączącego wyrażenia.

-Koks już nie był &#8222;koksem&#8221;, bo przestał chodzić na siłownię i szprycować się omką i zaczął wciągać amfę.

To zdanie się trochę odnosi do Twojej rozmowy z quenterro. W kontekście całego opowiadania, nie ma ono znaczenia, nic do niego nie wnosi. Nie przedstawiasz tutaj bohaterów, chociaż masz zarysowaną dość wyraźnie postać Szachera. Dlatego z pożytkiem większym, byłoby dopisanie dodatkowych informacji o nim, niż wprowadzanie &#8222;ciekawostek&#8221; o innych.

-Podszedł do mnie z jakimś Karkiem.

Jakimś? Karkiem? Mniemam, że to pseudonim. Ponieważ pojawia się on w dalszej części,
więc zapisałabym to zdanie w formie przedstawienia: podszedł do mnie z kolesiem, do którego zwracał się Kark, albo...podszedł do mnie z kolesiem na którego nazywał...itd., itp.

-...bo zaraz mu robimy wjazd na chatę &#8211; tu spojrzał na Karka. &#8211; Prawda Kark?

Niepotrzebne powtórzenie, bo jeśli na niego spojrzał, a jeszcze mówił, że zrobimy,
to wiadomo było, że ich dwóch, więc to &#8222;Prawda?&#8221; zostawiłabym samotne.

- Masz jego telefon domowy? &#8211; zapytał Kosa.

kim jest Kosa?


- Nie mam więcej. Czy to wystarczy?

- Dzwoniłam. Ma wyłączony telefon

literówki

-Weź taksówkę, podjedź pod Mordownię i zawieź Karka do centrum. A później przyjedź do Bilardowni.

po co do mordowni? Do jakiego centrum?to zdanie jest niejasne

-W takich miejscach, gdy zamówisz wódkę na lodzie, to barman jest wkurwiony, bo wie, że wyczujesz żeniony alkohol. Dlatego zawsze zamawiam wódkę na lodzie na dobry początek.

Co to jest żeniony alkohol to wiem, ale jesteś pewien, że nie ma tu błędu?

-Spojrzałem na niego niedowierzająco, a on tylko kiwał głową z tym przygłupawym uśmiechem na pysku

&#8222;tym&#8221;- zbędne
dean

Post autor: dean »

cebreiro... dziękuję...
olga

Post autor: olga »

quenterro pisze:nie po to sie zaklada taki portal zeby sie nawzajem klepac po dupach. wszystko zle.
ale tu jest tak ze niektorych sie lubi. lubie deana, to mu napisze ze dal rade, bo przeciez kolega. uklad miedzy nami.
quenterro pisze:tyle ze na erekcjato - fobiaka, olgi, deana i paru innych na okregu kolka wzajemnej adoracji sie nie ocenia zle. albo sie pochwali, albo mowi, ze tekst ciekawy. dobrze sie czyta. hehehehe dobrze sie kurwa czyta...
quenterro, juz te dwa fragmenty pokazuja, ze tak naprawde masz metne pojecie o tym, co sie tutaj dzieje, a w gledzeniu dorownujesz panienkom z znp.
zamiast pitolic od rzeczy, sam lepiej wysmaz jakis krwisty kawalek.
lila
Posty: 5414
Rejestracja: 2006-09-21, 18:03
Kontakt:

Post autor: lila »

jak na pradze w PRLu , z Â?ysiaka :-P
ODPOWIEDZ

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości