Pamiętam, że gdy byłem uczniem szkoły podstawowej, chodziliśmy cała klasą na koniec mola, gdzie następowało rytualne topienie Marzanny, starosłowiańskiej bogini zimy i śmierci. Wszyscy byliśmy szczęśliwi , wszak oznaczało to brak lekcji, a także początek wiosny, okresu słońca, ciepła i miłości. Zanim jednak to nastąpiło, demon musiał zostać zniszczony. W szerszym aspekcie przypomina to mechanizm kozła ofiarnego. Społeczność, po okresie dezintegracji, rozłamu i zagrożeń obiera sobie ofiarę, w której personifikuje wszystkie zło, bolesne uczynki, spory i kłótnie. Po zarżnięciu bydlęcia na stole ofiarnym, zbiorowość wychodzi oczyszczona, zjednoczona i z optymizmem patrzy na lepsze jutro.
Idąc dalej przypomniał mi się obyczaj starożytnych Spartan.
Otóż, gdy w wyniku jakiegoś nieprzewidywalnego zbiegu okoliczności w gronie ich rodził się potworek, pokraka, w trakcie uroczystości zrzucali go z e stromego klifu. Dzięki tej metodzie, mieli pewność, że plemię zachowa witalność i siłę, tak potrzebną, gdy dookoła czaiło się tyle niebezpieczeństw. Zła krew, złe geny musiały zostać wyeliminowane.
Powrót po okresie niebytności też dostarcza wiele przykładów różnych tradycji. i tak Mojżesz wróciwszy z góry Synaj, zastał swój lud, oddany kultowi Złotego Cielca. W wielkiej swej mądrości wybaczył bałwochwalcom, ale bożka kazał spalić. Syn wróciwszy z dalekiej wyprawy wpadł w objęcia ojca, który kazał utłuc największą świnię, która spasła się w międzyczasie.
Tak sobie spacerowałem i tak rozmyślałem.