a teraz
możemy drążyć w głowie
ciasne korytarze
patrzeć jak kropla po kropli
spływa po skórze lepka lawa
aż stajemy się rozżarzonymi węglami
a włosy nam płoną pod niebo
że nawet krzyczeć nie trzeba
tylko czuciem wypełniać przestrzeń
za horyzont za nasze wschody i zachody
za marność języków trzepoczących na wietrze
granice choroby kreślić będziemy pilnie
wsuwając pod paznokieć igłę
będą mówić że zmysły nam odeszły
że jesteśmy przeklęci
że matki zapatrzyły się w studnie
gdy głosy z ich wnętrza słyszały
a nocą szyby w oknach będą drżeć
od pomruków parnych burz
od gradu co zabija na polach skowronki
aż w świetlistym sierpniu nastanie cisza
i obrodzi pustką
widzę, że bardzo Cię inspiruje Ostatni z Wielkich Romantyków... ja wciąż wracam do "Pochodni" i wojaczkowy klimacik mi się uruchamia między ciałem migdałowatym a hipokampem... co z kolei skutkuje smażeniem takich wierszyków...